Nocleg w Gliniku Górnym przy górnej stacji wyciągu narciarskiego obok bardzo dużej i wygodnej wiaty był bardzo udany. Praktycznie nie było żadnego kondensatu i namiot wysechł rozwieszony na barierce niemalże w mgnieniu oka. Dziś na śniadanie wypróbowałem owsiankę królewską z jabłkami rozpuszczoną w gorącej wodzie. No, glut straszny, zjadłem bo musiałem. Później w domu wypróbowałem ją z ciepłym mlekiem z dodatkiem miodu no i całkiem zjadliwe było, natomiast z wodą nie zjadliwe całkiem. Zaletą takiego śniadania jest to że duże opakowanie owsianki bardzo mało waży.
Dalsza trasa do Kołaczyc wiodła bardzo ładnym odkrytym terenem, niestety cały czas asfaltem. W Kołaczycach wszedłem do baru przy rynku gdzie zjadłem przepyszne flaczki popijając małym piwem, oczywiście nie obyło się bez wietrzenia stóp.
Przede mną było przekroczenie Wisłoka który stanowi granice między Pogórzem Strzyżowskim a Pogórzem Ciężkowickim. Trasa wiodła na Liwocz, najwyższy szczyt Pogórza Ciężkowickiego i jednocześnie najwyższy szczyt całego szlaku trzech pogórzy. Od Kołaczyc niemalże pod sam wierzchołek Liwocza szlak wiedzie asfaltem. Tym samym asfaltowy odcinek wiódł niemalże przez 15 km, co nie pozostało bez wpływu na moje zmęczone stopy.
Od czasu postawienia na wierzchołku Liwocza sanktuarium z olbrzymim krzyżem i wieżą widokową oraz wytyczeniu na Liwocz drogi krzyżowej, góra ta jest znana w całej okolicy albo i szerzej. Wejście na wieżę był otwarte z czego oczywiście skorzystałem, chociaż widoczność była dosyć słaba. Sanktuarium natomiast było zamknięte podobnie jak jak wejście do budynku gospodarczego obok. Niestety nikt nie pomyślał o wędrowcach którzy chcieliby skorzystać z ubikacji. Żadnego toitoia ani nic z tego typu tam po prostu nie ma. Trzeba korzystać z lasu.
Po lesie krążyła mama z córką w poszukiwaniu zagubionego przez córkę dzień wcześniej podczas wycieczki szkolnej w lesie telefonu. Właśnie gdy dzieci rozbiegły się chcąc skorzystać za potrzebą i wtedy dziewczynka gdzieś zgubiła telefon. Niestety miała go wyciszonego więc próby dzwonienia na niego w ogóle nie przynosiły oczekiwanego efektu w postaci znalezienia. Zdaje się że telefon za 1000 zł przepadł.
Podczas odpoczynku na Liwoczu przeanalizowałem mapę i znalazłem wiatkę za szczytem Rysowany Kamień. 2 km była zaznaczona na mapie wiatka na skraju przysiółka Wisowa która jest częścią wsi Jodłowa. Nikt za bardzo nie lubi spać blisko gospodarstw w zasięgu wzroku miejscowej ludności. Ale usytuowanie wiatki było na tyle korzystne że można było namiot rozbić za nią tak, że w zasadzie nie byliśmy widoczni dla nikogo. Wiatki przy biwakach są bardzo wygodnym dodatkiem, można usiąść, rozłożyć klamoty, zrobić jedzenie oraz albo się w samej wiacie przespać albo wykorzystać wiatkę jako maskowanie. I tak przeszedł nam dzień czwarty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz