2. Spływ Krutynią
Za każdym razem, gdy bywamy na Mazurach, to organizujemy sobie spływ jakąś lokalną rzeką. Pływaliśmy już Wieprzem na Roztoczu (tak, wiem, to nie Mazury!), Rospudą, Narewką i Narwią, a także ... Dunajcem w Zakliczynie.
Tym razem wybraliśmy się na spływ Krutynią. To legendardna rzeka! Bardzo popularna i bardzo długa. A Krutyń to serce tego kajakowego szlaku. To było widać na rzece. Trzeba było uważać żeby się nie zderzyć z innym kajakiem. Trochęto negatywnie wpłynęło na ogólne wrażenia, tak jakbyśmy byli na Krupówkach, a nie na szlaku pośród dzikiej przyrody. Chociaż "dzika przyroda" pływała między kajakami i czekała na jakiś okruch chleba . A przecież chlebem nie powinno się "przyrody" karmić.
Rzeka nie stanowi żadnego problemu. Nawet Rospuda była nieco trudniejsza, a już napewno ciekawsza (o Dunajcu nie wspomnę. Zaliczyliśmy tam z Zośką wywrotkę, gdy wyniosło mnie zbyt blisko brzegu i wywaliło w krzaki wiszące nad wodą). Atrakcją był zabytkowy młyn z początków XX wieku w Krutyńskim Piecku. Trzeba było przenieść kajak, czyli była tzw "przenoska". Miejscowi przedsiębiorscy młodzieńcy za dyszkę zrobili to za nas. Nie przetachalibyśmy z Elą trzy i pół osobowego kajaka ręcznie przez jakieś 50 metrów. A chłopcy mieli do tego specyjalne wózki i zająło im to całe dwie minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz