niedziela, 25 grudnia 2022

piątek, 25 listopada 2022

Nagrody czas

 Sezon odznak mamy w połowie. Wczoraj razem z Klarą odebraliśmy w siedzibie tarnowskiego PTTK swoje odznaki

Klara srebrną odznakę "Sprawny na szlaku". Otrzymała ją za odbycie ośmiu pieszych wycieczek trwających min. ok.3 g.: pięciu górskich, dwóch miejskich i jednej nizinnej.





Ja natomiast małą złotą GOT. Zajęło mi to- to będzie chyba rekord Guinessa- 37 lat. Oczywiście z dużą przerwą, bo gdyby policzyć sezony to 4 sezony: 1985, 1986, 1987 i 2022. Najlepszy był pan Przodownik, który do mnie zadzwonił i pyta :
- panie, co pan tu chce?
- małą złotą - odpowiadam- mam zdobyte wymagane 720 punktów
- a gdzie ma pan te 720? to stara książeczka, o rany 1985!! Nie wiem co na to regulamin
- spokojnie, sprawdziłem regulamin mówi, że można przerwać zdobywanie na dowolny okres.
- dobrze, może pan jutro przyjść po odznakę

Kurna, czekałem na jakieś słowa typu "gratuluję zaciętości", czy coś takiego, a tu w zasadzie weryfikacja bez weryfikacji.

 Zdobywania odznak w stopniu dużym chyba się nie podejmę, bo do tego należy odbywać wycieczki wielodniowe zaliczając konkretne punkty topograficzne początkowe, pośrednie i końcowe.

Teraz z Zosią czekamy na weryfikację naszch odznak "Wieże widokowe gór i pogórzy". Złożyliśmy książeczki do weryfikacji na cztery odznaki:
1. Wieże widokowe w Karpatach na stopień złoty

2.  Wyżyny Zachodnie i nizina Śląska na stopień popularny

3.  Wyżyny wschodnie i Polesie na stopnie popularny i brązowy


niedziela, 13 listopada 2022

Wycieczka do ...Krakowa

 Ela od dawna wnioskowała o wycieczkę do Krakowa. W sezonie letnim chciała pójść do zoo, ale latem nie udało nam się wyjechać, bo ... są lepsze kierunki wyjazdowe na lato, niż "zapyziały" Kraków. 

Zaczęliśmy od Centrum JPII "Nie lękajcie się" i Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. No, Centrum robi wrażenie, bo Sanktuarium już jest nam znane od dłuższego czasu.

     


Następnie tramwajem nr 8 pojechaliśmy na Plac Wszystkich Świętych i zaliczyliśmy obiad w barze "Pod Temidą". Za 105 zł zjedliśmy się wszyscy i to do syta. Nie muszę dodawać, że o stolik trzeba było się niemalże "bić"

Potem Wawel. Na Brackiej i na Wawelu turystów mnóstwo. Po prostu zadziałał imperatyw długiego weekendu. Szansy na wejście do katedry Wawelskiej w zasadzie nie było żadnej. Cóż, będę musiał  załatwić wizytę tam jakoś inaczej. A chyba tam nigdy nie byłem, a napewno nie pamiętam, żebym był.

Następnym punktem programu było muzeum iluzji.





Rynek, to już na sam koniec, jeśli nie liczyć kawy u Nakielnego w Galerii Krakowskiej.





niedziela, 9 października 2022

Wycieczka na Długie Młaki

 Dosyć dawno temu pojawiła się ostatnia relacja z rodzinnej aktywności. To stąd, że druga połowa września nie sprzyjała aktywności z powodu zimna. Od czwartku mamy jednak ładną pogodę z temperaturą dochodzącą do 20 stopni Celcjusza. W górach buki się pokrywają brązową patyną i pewnie niektórzy z Was zachodzą w głowę gdzieśmy to zaś znowu poszli na wycieczkę. Co to za "Długie Młaki"? A jakbym powiedział że idziemy do Bacówki nad Wierchomlą to już by się Wam coś rozjaśniło? Zdecydowanie większości ludziom nazwa Bacówka nad Wierchomlą mówi znacznie więcej niż Długie Młaki. 


Bacówka Nad Wierchomlą (830m npm)- historia powstania obiektu turystycznego sięga końca lat 60 ubiegłego wieku. Wówczas z inicjatywy zasłużonego działacza oddziału krynickiego PTTK p. Stanisława Nowaka zakupiono w Złockiem drewniany budynek spichlerza (dlatego odbiega od innych typowych bacówek typu "Moskałówka), który z racji budowy nowej drogi miał zostać rozebrany i w dwa dni rozebrano,  przewieziono i zmontowano na nowo w miejscu gdzie stoi do dziś. 

początek lat 70. Zabezpieczony budynek spichlerza

Oczywiście w latach 1975-77 został gruntownie wyremontowany, a kolejne rozbudowy całkowicie zmieniły jego pierwotny kształt. Jest to obecnie bardzo popularny obiekt dysponujący 26 miejscami noclegowymi, oraz dodatkowo 12 miejscammi w tzw "Fińskim Domku". TUTAJ LINK


A te Młaki to po prosu nazwa hal górskich na bocznym grzbiecie odchodzącym od głównej grani Pasma Jaworzyny Krynickiej, pomiędzy Runkiem a Pustą Wielką. Oprócz Długich mamy jeszcze Wyżnie Młaki. Pojęcie "młaka" dotyczy podmokłej łąki, nasze Młaki jednak nie są podmokłe (no, może lokalnie jak gdzieś w obniżeniu wytryska źródełko i zabagnia najbliższe otoczenie) i najwyraźniej były onegdaj wykorzystywane pastersko przez Łemków, a potem przez rodzimych, miejscowych baców.

podczas kręcenia ujęcia do filmowej relacji

powyżej ostatnich zabudowań Wierchomli Małej



Wymyśliłem wycieczkę do Bacówki. Podejście spod Ski Resort&Spa w Wierchomli Małej czarnym szlakiem zajmuje ok 1g20min i wiedzie dosyć stromą i kamienistą ścieżką. należało więc domniemywać, że z Klarą nie będziemy mieli szczególnych kłopotów. I zasadniczo tak było. Tym razem na wycieczkę wybraliśmy się bez wsparcia ze strony cioci Ani, oraz bez Zofii (ponoć miała dużo "zadane").  Bacówkę osiągnęliśmy bez jakichś szczególnych atrakcji. Szlak wiedzie lasem, dopiero w górnej części wchodzimy na polanę ze zdziczałymi drzewami owocowymi, a nieco wyżej osiągamy skraj naszej Młaki. Stąd już mamy mega widoki na Tatry i okoliczne góry pokryte brązowymi bukowymi lasami.


polana ze zdziczałymi drzewami owocowymi


Airbus A350 reg. A7-ANR Qatar Air z Doha do Dallas

z Długich Młaków widok na południe w kierunku Tatr













Wokół bacówki ludzi dużo. Kuchnia sprawnie wydaje posiłki, my zamawiamy jedynie pomidorówkę z ryżem. W jadalni jest wydzielona bawialnia dla dzieci, z której Klara skwapliwie korzysta.

Na drogę powrotną wybrałem stokówkę, tzw "spychaczówką". Jest to na mojej mapie szlak rowerowy, natomiast w terenie jakiś stosownych oznaczeń nie znalazłem. 





poniedziałek, 19 września 2022

Ciuchcią do Żabna

 W sobotę 10 września odbyliśmy podróż- dla mnie sentymentalną- do Żabna starą trasą kolejową tzw "Szczucinką". Ponieważ nigdy nie jechałem tą trasą w czasach, gdy regularnie kursowały tam  pociągi (pamiętam te piętrowe składy, jak stały na peronie 1. zaprzągnięte w spalinowe lokomotywy), czego teraz żałuję, kursy retro na trasie do Żabna są w zasadzie jedyną okazją, gdzie zwykły śmiertelnik może jeszcze skorzystać z jazdy tą zapomnianą i skazaną na wymarcie trasą.
Zapraszam na krótką filmową relację z tej trasy



</

czwartek, 15 września 2022

Na Luboń Wielki (Beskid Wyspowy) percią Borkowskiego

 W ostatnią sobotę wakacji pchnęliśmy się aż pod Rabkę. Wybraliśmy się na Luboń Wielki. Na ten popularny szczyt wiedzie kilka szlaków w tym aż trzy z Rabki. Na szczycie znajduje się ciekawe schronisko PTTK, oraz... wieża przekaźnikowa TV. Jeden ze szlaków wiedzie gołoborzem, które znajduje się na południowym zboczu masywu. Jest to pierwszy znakowany szlak turystyczny w Beskidzie Wyspowym wyznakowany w 1929 roku przez Stanisława Dunin-Borkowskiego. Na jego to cześć najciekawszy fragment szlaku został nazwany jego nazwiskiem (perć Borkowskiego)


Stanisław Bolesław Dunin-Borkowski- znawca Gorców i Beskidu Wyspowego, twórca przewodników, znany rysownik, fotograf, narciarz, propagator ochrony przyrody i turystyki górskiej, ratownik GOPR, Współautor (obok Jerzego Czopowskiego) projektu schroniska na Luboniu Wielkim

Po dosyć długim dojeździe do Rabki-Zaryte (korki w Mszanie Dolnej) startujemy około 10 na szlak. Idzie się dobrze, większość szlaku biegnie lasem, z niewielkimi punktami widokowymi na Gorce.





widok na pasmo Gorców (w głębi Turbacz) spod granicy lasu nad Rabką- Zarytem.

Pomysł na tę trasę wziął się z dwóch powodów. Po pierwsze Klara jak wiadomo lubi jak na szlaku są kamienie i korzenie, a na tej trasie tych atrakcji nie brakuje. Po drugie Józef zdobywa tzw Diadem, czyli 60 szczytów z najwyższych pasm górskich w Polsce. To takie uzupełnienie do KGP, a Luboń Wlk. jest na liście do Diademu, więc motywacja dla Józefa aby wybrali się z nami na wycieczkę. Do gołoborza Klara maszerowała dzielnie i bez zastrzeżeń




Szczebel lub Strzebel, w głębi Ciecień


Schody zaczęły się gdy weszliśmy na gołoborze. Klara  trochę zaczęła wyraźnie się czegoś bać. Może ruchomych kamieni pod stopami, a może widoku w dół, wiemy że ma quasi-lęk wysokości, ale gdy schodzimy w dół, natomiast przy podchodzeniu nigdy nie mieliśmy żadnych objawów strachu. No, tym razem coś się objawiło, ale siła perswazji cioci Ani jest nieoceniona i przebrnęliśmy to gołoborze przy brawach innych turystów. Jak tylko spowrotem znaleźliśmy się pod drzewami, wszystko wróciło do normy. Szczyt Lubonia ze schroniskiem zdobyliśmy już bez dalszych problemów.


od lewej: Ciecień, Lubogoszcz, Śnieżnica, Ćwilin, stoki Mogielicy




Przy schronisku ludzi dużo. Zdecydowanie więcej niż może pomieścić jadalnia- dobrze że jest pogoda i można skorzystać z miejsc na zewnątrz. Szybko jednak rezygnujemy i pakujemy się do środka, a to z powodu olbrzymiej ilości os. Osy są wszechobecne i to kolejna po np. suszy górska plaga tego sezonu. Nie pomagają rozstawione pułapki. Pływające trupki osie nie ostraszają swoich żywych (jeszcze) koleżanek



Schronisko na Luboniu Wielkim- w okresie międzywojennym rosnąca liczba turystów przybywających do Rabki wymusiła inwestycję w infrastrukturę turystyczną w okolicy uzdrowiska. Celem wycieczek letników stał się również szczyt Lubonia, już wówczas słynący z pięknych widoków. W czerwcu 1930 roku przystapiono do budowy schroniska, którą zakończono w sierpniu 1931. Ówczesny obiekt posiadał trzy kondygnację: na parterze mieścila się kuchni z jadalnią, na I piętrze widokowa weranda z oknami na cztery strony świata, a na II piętrtze sypialnia z 8 miejscammi noclegowymi. Już wówczas posiadalo swoje własne ogrzewanie, gdyż od początku mialo być obiektem całorocznym. Podczas II w.ś. Niemcy w 1944 dwukrotnie podejmowali próby spalenia obiektu za pomoc partyzantom, jednak im sięto nie powiodło i obiekt przetrwał wojnę w stanie nie naruszonym, co jest w historii polskich schronisk beskidzkich rzadkością. Dziś dysponuje 25 miejscami noclegowymi w pokojach wielo- i dwuosobowych w tym 10 w budynku głównym, pozostałe w tzw Babiej Jadze


Schronisko w latach 30.

Zejście do Zarytego niebieskim szlakiem zupełnie bez historii. Szlak bez żadnych atrakcji, całkowicie zalesiony, monotonny, nawet grzybów żeśmy nie szukali. Zośka znowu pognała do przodu zajęta rozmową z samą sobą, chociaż co jakiś czas i w miejscach wątpliwych czekała na nas (czyli tak ze dwa razy). Klara na co stromszych zejściach wystawiała naszą- a moją zwłaszcza, cierpliwość na próbę. Oj, te zejścia z Nią są naprawdę ciężkie, może i dobrze że nie poszli z nami Robert i Ewa, bo raczej nie była to wycieczka z typu "full relaks and pleasure".

Prace przy tworzeniu relacji filmowej z wycieczki trwają, więc wróć tutaj za jakiś czas, lub prościej zasubskrybuj nasz kanal na YT "Sadowscy w terenie"


niedziela, 21 sierpnia 2022

Lubomir

 I znowu mamy z Elą przyjemność wyjścia w góry li tylko we dwójkę. Podobnie jak w maju dzieci rozparcelowaliśmy tu i tam, a my żeby nie trzeba było zbyt daleko jechać i tracić czasu i paliwa wybieramy się w okolice Myślenic. W Koronie Gór Polski jest szczyt Lubomir, który figuruje jako najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego.

Z Lubomirem jako najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego jest wiele dyskusji. Przez autorów listy KGP został on włączony do BM, natomiast np przez prof. Jerzego Kondrackiego- wybitnego polskiego geografa, twórcy polskiej regionalizacji zaliczany do Beskidu Wyspowego, natomiast wg Geoserwisu GDOŚ Lubomir wraz z całym swoim Pasmem Lubomira i Łysiny wchodzi do BM. Z tego co prześledziłem to ten podział jest obecnie oficjalnym podziałem fizycznogeograficznym Polski

Beskid Makowski wg podziału fizycznogeograficznego Polski z 2018

Wg  GDOŚ najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego wg podziału GDOŚ z 2018 faktycznie byłby wówczas Lubomir, a wg wcześniejszego podziału prof. Kondrackiego Mędralowa

Ale nic to, spory geografów były, są i będą, a póki co Lubomir figuruje w oficjalnym subiektywnym wykazie KGP. Ja co prawda KGP nie zbieram, ale... robię to wyłącznie na swój użytek i satysfakcję.

Tu mam zebrane kiedy i jakie szczyty z tej listy mam zaliczone w całym moim turystycznym dorobku, a których mi brakuje. I Lubomir był właśnie na liście pt "Brakujące". I w końcu należało to zmienić.

Do Myślenic docieramy tuż przed odjazdem autobusu do Lubnia. Parkujemy na parkingu pod estakadą, a autobus już czeka w zatoczce przystankowej na swoją godzinę odjazdu (Szwagropol z relacji Kraków-Szczawnica). Myślenice, podobnie jak Tarnów nie mają dworca autobusowego i autobusy przelotowe zatrzymują się pod estakadą, a końcowe na parkingu przy Lidlu na ul. Słowackiego. Taki jest już los małych miasteczek i ich dworców. Z Lubnia startujemy o 7:05 wprost z przystanku na żółty szlak w kierunku Łysiny. Wg mapy czas na przejście zajmie nam 3:20. Trasa urozmaicona, większość prowadzi lasem, ale są i widokowe miejsca, oraz przejścia przez miejscowe przysiółki. Po pierwszym podejściu wznosimy się spokojnie granią ramienia opadającego na zachód z Łysiny w kierunku doliny Raby. 

Na miejsce  drugiego śniadanie wybieramy ławeczki przy kapliczce św. Bernarda z modlitwą zaczerpniętą wprost z przełęczy św. Bernarda z Alp:

"Boże, dałeś nam świętego Bernarda jako patrona alpinistów i miłośników gór. Za jego wstawiennictwem strzeż nas podczas każdej górskiej wędrówki i zachowaj od wszelkiej niepogody"




Ruszamy i ...Ela znajduje drugiego prawdziwka. Będzie ich jeszcze kilka, także po tej wycieczce nasze zasoby suszu nieco się powiększą.

Generalnie pogoda jest korzystna. Słońce przykryte jest kołderką z chmur, powiewa lekki wiatr, tylko jest parno, Ela jest cała mokra.

widok na Strzebel

widok na dolinę rzeki Krzyworzeka, wieś Wiśniową i szczyt Grodzisko w masywie Ciecienia


Po 2 godzinach i 40 minutach dochodzimy do głównej grani Pasma i dołączamy do czerwonego szlaku (tzw Mały Szlak Beskidzki) i idziemy w prawo wprost na szczyt Lubomira. Na szczycie stoi obserwatorium astronomiczne, które funkcjonowało tutaj już przed wojną, a w obecnym kształcie stoi tu od 2007roku. Obiekt można zwiedzać, jednak do otwarcia jest jeszcze pół godziny i nie chce nam się czekać, więc robimy fotki i idziemy dalej. Na szczycie jest dosyć duża grupa osób w koszulkach Klubu zdobywców KGP, mają tutaj jakiś zlot. Jak nam potem wyjaśnił Józef (zweryfikowany zdobywca KGP) obecnie weryfikacja odbywa się regionalnie i okresowo na którymś ze szczytów KGP. I taka weryfikacja akurat w tę sobotę miała miejsce na szczycie Lubomira.

Lubomir i obserwatorium astronomiczne im. T. Banachiewicza


Na Łysinie przysiadamy na moment, żeby znaleźć kesza. Tak wiem, to tylko zabawa, ale lubię od czasu do czasu tak się rozerwać. Ponieważ nie mam długopisu aby wpisać się do logbooka, proszę o pomoc dwie panie, które ku nam się zbliżają. Od słowa do słowa i naświetlam im tę zabawę, Zaciekawiło je to i  postanawiają wejść do gry. Wpisują się do logbooka, chowamy z powrotem pojemnik do skrytki. Obiecują założyć sobie konto na geocaching.com. (właśnie sprawdziłem, jedna z tych pań już zalogowała sobie tego kesza).

Dochodzimy do schroniska PTTK Na Kudłaczach


miała być regionalna kwaśnica, a wjechał tradycyjny kapuśniak


Historia schroniska sięga 1929 roku. Wówczas PTT w Rabce chciało popularny wówczas szlak z Myślenic do Rabki wyposażyć w schronisko. Do realizacji jednak nie doszło m.in z powodu wybuchu II w.ś i delegalizacji PTT.   Do koncepcji powrócono w latach 70-tych XX wieku. Rozpatrywano kilka możliwych lokalizacji, np na szczycie Łysiny lub na Suchej Polanie pomiędzy grzbietem Kamiennika a Łysiną. Dzięki zaangażowaniu w ideę budowy schroniska przez Edwarda Moskałę w roku 1989 wybrano obecną lokalizację i wiosną 1990 roku rozpoczęto budowę schroniska.

W schronisku brak wody, ubikacja to TOI-TOI, ale skorzystałem i prawdę mówiąc tak czystych "tojtojów" to jeszcze nie używałem. Zjadamy po kapuśniaku i zwijamy się dalej. Na czerwonym szlaku ludzi sporo. Dużo jest wędrujących rodzin z małymi dziećmi. Ułatwieniem dla nich są przysiółki Kudłacze i Granice dokąd można wysoko w wygodny sposób dojechać samochodem unikając w ten sposób podchodzenia z doliny.

Dochodzimy do góry Chełm. Znam tę górę z zimowych wyjazdów na narty po pracy, w czasch gdy pracowałem w Skanska i mieszkałem "na hotelu". W karczmie przy górnej stacji kolejki krzesłkowej (są dwie kolejki: jedna zimowa, druga letnia) zamawiamy po kawie i jedno ciastko czekoladowo-wiśniowe na spółkę. Od zachodu zbliża się burza. Robi się ciemno i w dali słychać pomruki grzmotów.

Wieża widokowa na Chełmie.
Wstęp 10zł. zbliżała się burza, widoczność była ograniczona, szkoda więc tracić czasu i pieniędzy- idziemy dalej


Zbieramy się i szybko zbiegamy zielonym do Myślenic-Zarabia. Stromo. Na Zarabiu jest kompleks wypoczynkowo-rekreacyjny, Ludzie szybko pakują swoje pociechy do samochodów i uciekają przed nadciągającą nawałnicą. My mamy do samochodu jeszcze kawal drogi, deszcz dopada nas już za mostem na Rabie. Ubieramy kurtki i ... deszcz zwalnia, aby zaraz ustać. Burza ledwo otarła się o Myślenice, ale za to na Podhalu wyrządziła spore szkody.

To już koniec naszej wycieczki. Podsumowując: przeszliśmy 28 km w 8,5 godziny brutto pokonując ok 1170 m sumy podejść, zaliczyliśmy jednego kesza, jedną wieżę widokową i 30 pkt. do GOT, przywieżliśmy 6 prawdziwków

Zobacz trasę w Traseo

tu bedzie jeszcze film z tej wycieczki, wróć lub zasubskrybuj nasz kanał na YT "Sadowscy w terenie"


niedziela, 7 sierpnia 2022

Jaworzyna Krynicka

Ponieważ Klara na Polesiu nie miała zbyt wielu okazji do intensywnego chodzenia (jak to było planowane), wybraliśmy się wczoraj na wycieczkę na Jaworzynę Krynicką. Ten najwyższy szczyt pasma ma niewiele ponad tysiąc metrów (konkretnie 1114 m npm), ale od strony doliny Czarnego Potoku wejście jest silnie strome (508 metrów deniwelacji na długości 4 kilometrów, co daje średnie nachylenie 12%), a szlak biegnie klasyczną górską ścieżką, a nie żadną "stokówką".

W tym przypadku pojęcie "klasyczna górska ścieżka" oznacza po prostu kamienie i inne atrakcje. Klarze jak najbardzie "w to mi graj", ale zacznijmy od...początku.

Z Anią i Józefem spotykamy się na parkingu pod grzybem. Tarnowiacy doskonale wiedzą gdzie to jest i o co chodzi. Dla "obcych" wyjaśniam: "Parking pod grzybem" oznacza parking na drodze wojewódzkiej nr 977 w miejscowości Piotrkowice, na jej leśnym fragmencie. W okolicznych lasach w roku 1977 znaleziono Szmaciaka gałęzistego o wadze 15kg i średnicy kapelusza 1 metr, co stanowiło ówczesny rekord Guinessa. Postawiono wówczas pomnik temu grzybowi, ale po kilku latach pomnik uległ  erozji czasowej i nie ma po nim fizycznego śladu. 

...nie tylko z racji widoków....(z FC oberży)

Ale ślad pozostał w pamięci, oraz w nazwie pobliskiej oberży, która cieszy się wielką sławą nie tylko z racji widoków rozpościerających się z jej tarasu. Niedawno właściciele oberży postawili szmaciakowi nowy pomnik.

Czyli spotykamy się pod grzybem i jedziemy do Krynicy. Droga nr 977 po modernizacji  z przed kilku lat stanowi nie lada wyzwanie dla cierpliwości kierowców. Permanentna "podwójna ciągła". Nawet w miejcach o dobrej widoczności zdecydowanie spowalnia jazdę i w zasadzie zawsze nagram na rejetratorze jakiegoś lub jakichś zniecierpliwionych, którzy ją przekraczają. A jak się trafi jakiś pojazd wolnojadący (niekoniecznie wolnobieżny!), to mnie samego aż świerzbi ręka i prawa noga. Zwłaszcza, że czasami widać iż podwójna ciągła jest nadmalowana na przerywaną, czyli dawniej można było wyprzedzać, a obecnie nie.

Przed godziną dziesiątą dojeżdżamy na parking przed dolną stacją kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką, Przebieramy obuwie, przybijamy pieczątki do książeczek (Józef zdobywa obecnie tzw Diadem, ja zbieram na małą złotą GOT, Zośka na małą brązową, Klara na małą brązową "Sprawny na szlaku") i ruszamy... każdy w swoją stronę. No, prawie każdy! Ela, Ania i Klara idą bezpośrednio na szczyt szlakiem zielonym, a pozostali szlakiem "dookólnym", czyli zielonym na przełęcz Krzyżową a potem niebieskim i czerwonym na Jaworzynę.

Na odcinku do wieży widokowej nad Słotwinami ludzi jest dużo. Większość to spacerowicze. W kompleksie infrastruktóry wieży jemy drugie śniadanie, czyli tradycyjnie: kajzerka z serem topionym i w ręce kabanos. Józef posiada kawę w termosie. Po minięciu wieży szlak pustoszeje, ale nie wymiera. Co rusz spotykamy jednodniowych podobnych do nas turystów. Dopiero na czerwonym szlaku spotykamy ze dwie pary ludzi o plecakach świadczących, że wędrują dłużej.

Dziewczyny wędrują bardzo raźnie. Klara wpada w rytm i zasuwa w zasadzie samodzielnie pokonując kamienistą drogę. Przy Diablim Kamieniu robią sobie krótki odpoczynek.



Ponieważ niebo zasnute jest niskimi chmurami i wieje wiatr niosący front atmosferyczny z opadami zasuwamy jak "małe samochodziki". Dziewczyny mają na szczyt wg mapy dwie godziny, a my trzy z okładem. Po za tym szlak wiedzie lasem i właściwie wyłącznie lasem, nie ma więc nad czym się rozsiadać. Mamy spotkać się z schronisku PTTK pod szczytem Jaworzyny.
niebo zasnute jest niskimi chmurami

Do spotkania w schronisku jednak nie dochodzi, bo dziewczyny sobie tylko znanym sposobem nie rozpoznają w budowli mijanej 10 metrów dalej schroniska i z rozpędu wchodzą wyżej, aż do rozstaju pod Jaworzyną, gdzie widzą drogowskaz "Schronisko" wskazujący kierunek skąd właśnie przyszły. Zmieniamy więc miejsce spotkania na "Krynicką gospodę" obok górnej stacji kolei. Tam też flakami, pomidorową i krokietem kończymy naszą eskapadę. W dół zjeżdżamy gondolką. Dlaczego? Klara boi sie schodzić w dół. Zarówno po schodach, jak po ścieżkach. Schodzenie z nią trwa długo jest dla nas bardzo męczące, bo Klara cały czas chce trzymać się za ręce i to nierzadko obie. Im stromiej, tym gorzej. Skoro więc z Jaworzyny można zjechać, korzystamy z tego, aczkolwiek Klara w gondoli robi małą scenę i zamyka oczy (tylko na chwilę, po czym szybko otwiera i znowu panikuje, zamyka uspokaja się, po czy otwiera... i tak w kółko).



sobota, 23 lipca 2022

POLESIE 2022

 

Wakacje w sezonie 2022 postanowiliśmy spędzić pod namiotem. Z różnych powodów o których szkoda tutaj strzępić języka. Za miejsce wybraliśmy Polesie, a konkretnie Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie. Konsekwentnie od paru lat realizujemy plan poznawania naszej „ściany wschodniej”.


Za miejsce pobytu wybraliśmy ośrodek wypoczynkowy Zagłębocze we wsi Zamłyniec niedaleko Łęcznej (tej „Łęcznej” od GKS Górnik Łęczna). Wykupiliśmy parcelę nr 24 w części dla kamperów. Ośrodek posiada oprócz parceli pod kampery także domki i pole namiotowe, a z zaplecza: restaurację, własną plażę, plac zabaw i salę zabaw dla dzieci, wiatę ogniskową, salon gier zręcznościowych i kawiarnię. Całość mieści się w lesie, więc nie ma obaw o śmierć z przegrzania w namiocie. W zasadzie ośrodek posiada wszystko co potrzebne jest do wypoczynku.



Co jeszcze skłoniło nas do wyboru miejsca? Jest kilka powodów, w tym także bliskość Lublina, w którym nigdy nie byliśmy (Ela była co prawda w zamierzchłych czasach, ale bez zwiedzania), a bardzo chcieliśmy zwiedzić jego starówkę. Głównym jednak powodem był Poleski Park Narodowy który chroni bezcenne bagna w których w największej liczebności w kraju żyje nasz rodzimy gatunek żółwia, żółw błotny. Chcieliśmy zapoznać się z tymi atrakcjami. A turystyka w Parku zorganizowana jest tak, że przez atrakcyjne miejsca wiodą specyjalnie wybudowane ścieżki przyrodnicze wprowadzające w tereny niedostępne dla turystów, m.in. ze względu na torfowiska i bagna. Park Narodowy otoczony jest Parkiem Krajobrazowym, czyli obszar chroniony wynosi łącznie ponad 14 tys. ha. Oprócz wytyczonych ścieżek przyrodniczych mamy tu także doskonale oznakowane szlaki rowerowe, nieco gorzej szlaki piesze i szlaki konne.






Początek pobytu nie był zbyt udany. Trafiliśmy na falę chłodów i dżdżystej pogody. W ostatniej chwili z domu zabrałem kurtkę puchową, która w pierwsza dni miała sporo pracy.

Wykorzystaliśmy tę okazję do wyjazdu do Lublina. Zwiedziliśmy lubelską starówkę i zaliczyliśmy Trynitarską Wieżę. Jak do tej pory najciekawszy obiekt tego typu (rewelacyjne wnętrze z widoczną konstrukcją więźby dachowej i stropów pośrednich). Potem Aquapark. Pogoda była całkiem ładna, za to po powrocie do ośrodka w miejscu gdzie parkowałem samochód była olbrzymia kałuża. Okazało się że nad Zagłęboczem przeszła niedawno całkiem spora burza. I znowu namiot cały pokryty był wodą.





Brama Krakowska
Widok na lubelski rynek z wieży Trynitarskiej









W kolejne dni objechaliśmy cztery ścieżki przyrodnicze zaliczając chyba wszystkie tamtejsze bagna. Niektóre z tych bagien faktyczne są bagnami (np. Bagno Spławy, Bagno Bubnów, Durne Bagno), a niektóre zostały przekształcone w gigantyczne łąki (Krowie Bagno, częściowo Bagno Staw).

Durne Bagno

Bagno Bugno i ścieżka "Czahary"


początek ścieżki przyrodniczej "Spławy"

Krowie Bagno- obszar przekształcony w łąki

Początkowo plan był taki, że łączymy wycieczki rowerowe z pieszymi. Chodziło nam o to, żeby Klara mogła także nieco pochodzić, a nie tylko spędzać czas na rowerowym siodełku. W takim systemie poszliśmy na pierwszą wycieczkę, na ścieżkę „Spławy”. Trasa liczy ok. 7 km. Nie doceniliśmy jednak tamtejszych komarów, które za nic miały nasz repelent, który chyba bardziej je wabił, niż odstraszał. Klarę tak pogryzły, że aż dostała jakiegoś odczynu alergicznego (na jednej nodze naliczyliśmy ok 40 ukąszeń). Musieliśmy ratować się wizytą w przychodni w Urszulinie. Przyjęła nas bez kolejki pani doktor, która bardzo się przejęła i zapisała Klarze m.in. Aerius (koniecznie chciała podać jej zastrzyk, ale spotkała się z permanentną odmową- oczywiście przez Klarę). Na kolejne wycieczki byliśmy już lepiej przygotowani: lepszy repelent i luźne okrycie z długimi rękawami i nogawkami. U Klary jednak piesze wędrówki nie znalazły uznania. Nie było jej ulubionych atrakcji, czyli kamieni i korzeni. Z tego też powodu nie naciskaliśmy za kontynuacją tej formy zwiedzania.


Oprócz Lublina zaliczyliśmy także Łęczną, a w zasadzie zespół parkowo-pałacowy, oraz Wlodawę- miasto trzech kultur leżące nieopodal Bugu przy graniczy z Białorusią.

Koniecznie chciałem zobaczyć żółwia błotnego w swym naturalnym siedlisku. W parkowym muzeum z Starym Załuczu można je zobaczyć w stawie, ale to nie to samo, co w naturze. Ponoć nie jest to łatwe, bo żółwie są płochliwe i w dodatku dobrze się maskują. Najłatwiej je spotkać z słoneczne dni, gdy włażą na pływające konary lub kępy traw aby się wygrzewać. Prawdopodobnie takiego osobnika zobaczyłem na ścieżce „Perehod” podczas ostatniej wycieczki. Był dosyć daleko, aby zrobić dobre zdjęcie, ale przez lornetkę wyraźnie widziałem skorupę (nie wykluczam, że mogła to być pusta skorupa, bo jakoś taki był nieruchawy ten osobnik). Ale i tak traktuję to jako sukces i spełnienie marzenia wyjazdu.

żółw błotny w muzeum parkowym w Starym Załuczu

ta kropka między dwoma kijami wystającymi z wody to żólw- musicie uwierzyć mi na słowo



kolor czerwony i granatowy – trasa rowerowa do Starego Załucza i Urszulina (przychodnia lekarska), łącznie ok 37 km

kolor zielony ścieżka „Spławy” ok 7 km

kolor fioletowy- ścieżka „Dąb Dominik” ok 3,5 km

kolor żółty- trasa rowerowa dookoła Bagna Bubnów, oraz przez Krowie Bagno i ścieżka piesza „Czahary” ok 27 km

kolor niebieski- rowerowa ścieżka Mietiułka i ścieżka przyrodnicza „Perehod” ok 25km


G A L E R I A