Ponieważ Klara na Polesiu nie miała zbyt wielu okazji do intensywnego chodzenia (jak to było planowane), wybraliśmy się wczoraj na wycieczkę na Jaworzynę Krynicką. Ten najwyższy szczyt pasma ma niewiele ponad tysiąc metrów (konkretnie 1114 m npm), ale od strony doliny Czarnego Potoku wejście jest silnie strome (508 metrów deniwelacji na długości 4 kilometrów, co daje średnie nachylenie 12%), a szlak biegnie klasyczną górską ścieżką, a nie żadną "stokówką".
W tym przypadku pojęcie "klasyczna górska ścieżka" oznacza po prostu kamienie i inne atrakcje. Klarze jak najbardzie "w to mi graj", ale zacznijmy od...początku.
Z Anią i Józefem spotykamy się na parkingu pod grzybem. Tarnowiacy doskonale wiedzą gdzie to jest i o co chodzi. Dla "obcych" wyjaśniam: "Parking pod grzybem" oznacza parking na drodze wojewódzkiej nr 977 w miejscowości Piotrkowice, na jej leśnym fragmencie. W okolicznych lasach w roku 1977 znaleziono Szmaciaka gałęzistego o wadze 15kg i średnicy kapelusza 1 metr, co stanowiło ówczesny rekord Guinessa. Postawiono wówczas pomnik temu grzybowi, ale po kilku latach pomnik uległ erozji czasowej i nie ma po nim fizycznego śladu.
Ale ślad pozostał w pamięci, oraz w nazwie pobliskiej oberży, która cieszy się wielką sławą nie tylko z racji widoków rozpościerających się z jej tarasu. Niedawno właściciele oberży postawili szmaciakowi nowy pomnik.
Czyli spotykamy się pod grzybem i jedziemy do Krynicy. Droga nr 977 po modernizacji z przed kilku lat stanowi nie lada wyzwanie dla cierpliwości kierowców. Permanentna "podwójna ciągła". Nawet w miejcach o dobrej widoczności zdecydowanie spowalnia jazdę i w zasadzie zawsze nagram na rejetratorze jakiegoś lub jakichś zniecierpliwionych, którzy ją przekraczają. A jak się trafi jakiś pojazd wolnojadący (niekoniecznie wolnobieżny!), to mnie samego aż świerzbi ręka i prawa noga. Zwłaszcza, że czasami widać iż podwójna ciągła jest nadmalowana na przerywaną, czyli dawniej można było wyprzedzać, a obecnie nie.
Przed godziną dziesiątą dojeżdżamy na parking przed dolną stacją kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką, Przebieramy obuwie, przybijamy pieczątki do książeczek (Józef zdobywa obecnie tzw Diadem, ja zbieram na małą złotą GOT, Zośka na małą brązową, Klara na małą brązową "Sprawny na szlaku") i ruszamy... każdy w swoją stronę. No, prawie każdy! Ela, Ania i Klara idą bezpośrednio na szczyt szlakiem zielonym, a pozostali szlakiem "dookólnym", czyli zielonym na przełęcz Krzyżową a potem niebieskim i czerwonym na Jaworzynę.
Na odcinku do wieży widokowej nad Słotwinami ludzi jest dużo. Większość to spacerowicze. W kompleksie infrastruktóry wieży jemy drugie śniadanie, czyli tradycyjnie: kajzerka z serem topionym i w ręce kabanos. Józef posiada kawę w termosie. Po minięciu wieży szlak pustoszeje, ale nie wymiera. Co rusz spotykamy jednodniowych podobnych do nas turystów. Dopiero na czerwonym szlaku spotykamy ze dwie pary ludzi o plecakach świadczących, że wędrują dłużej.
Dziewczyny wędrują bardzo raźnie. Klara wpada w rytm i zasuwa w zasadzie samodzielnie pokonując kamienistą drogę. Przy Diablim Kamieniu robią sobie krótki odpoczynek.
Ponieważ niebo zasnute jest niskimi chmurami i wieje wiatr niosący front atmosferyczny z opadami zasuwamy jak "małe samochodziki". Dziewczyny mają na szczyt wg mapy dwie godziny, a my trzy z okładem. Po za tym szlak wiedzie lasem i właściwie wyłącznie lasem, nie ma więc nad czym się rozsiadać. Mamy spotkać się z schronisku PTTK pod szczytem Jaworzyny.
Do spotkania w schronisku jednak nie dochodzi, bo dziewczyny sobie tylko znanym sposobem nie rozpoznają w budowli mijanej 10 metrów dalej schroniska i z rozpędu wchodzą wyżej, aż do rozstaju pod Jaworzyną, gdzie widzą drogowskaz "Schronisko" wskazujący kierunek skąd właśnie przyszły. Zmieniamy więc miejsce spotkania na "Krynicką gospodę" obok górnej stacji kolei. Tam też flakami, pomidorową i krokietem kończymy naszą eskapadę. W dół zjeżdżamy gondolką. Dlaczego? Klara boi sie schodzić w dół. Zarówno po schodach, jak po ścieżkach. Schodzenie z nią trwa długo jest dla nas bardzo męczące, bo Klara cały czas chce trzymać się za ręce i to nierzadko obie. Im stromiej, tym gorzej. Skoro więc z Jaworzyny można zjechać, korzystamy z tego, aczkolwiek Klara w gondoli robi małą scenę i zamyka oczy (tylko na chwilę, po czym szybko otwiera i znowu panikuje, zamyka uspokaja się, po czy otwiera... i tak w kółko).
fajna akcja.
OdpowiedzUsuńCo do drogi ro racja - kocham takie "mondre" rozwiązania drogowe, a potem płacze i wydziwiania na "nieodpowiedzianych" kierowców, tudzież fryzjerzy strzygący ludzi a kryjący się po krzakach.
Samo wyjścia na Jaworzynę świetne - dla dzieciaków to musiało być już atrakcyjne wyzwanie i o to chodzi