Wybraliśmy się nad jezioro Klimkówka, czyli w Beskid Niski. Skorzystaliśmy z pokoi gościnnych Wód Polskich na osiedlu eksploatacyjnym przy zaporze. Warunki dobre, położenie bardzo dobre, cena bardzo atrakcyjna.
|
widok z naszego balkonu |
|
nad zaporą |
|
zachód słońca nad Grybowem |
|
widok rano |
Na miejsce dotarliśmy w świąteczny czwartek po południu. Po rozpakowaniu się wyszliśmy na spacer. Zeszliśmy drogą do zapory i z powrotem w drugą stronę pod kościół w Klimkówce.
Wieczorny dwukilometrowy spacer w sam raz przed spaniem.
Prognoza pogody na ten długi weekend nie była optymistyczna. Miało padać, grzmieć i w ogóle miało być raczej chłodno. W piątek z nosami w komórkach porównując różne aplikacje pogodowe wykuwamy plan: idziemy na Rotundę.
|
podchodzenie pod Rotundę |
Szlak w sam raz pod Klarę: stromy po kamieniach i korzeniach, no i nie za długi. Tam i z powrotem jakieś 1,5 godziny. Akurat tyle, ile mamy do prognozowanych opadów deszczu i burzy.
Pierwotnie mieliśmy do Regietowa pod bazę namiotową podjechać rowerami, no ale ta prognoza.... . Jedziemy więc samochodem. Na miejscu dosyć taki-sobie tłumek. Zaczynamy podejście.
Od razu stromo do góry, więc Klara idzie, chociaż nie samodzielnie, trzeba ją trzymać za rękę, jakby się czegoś obawiała. Może tych dalekich pomrukiwań? Czyżby burza? Na kilkaset metrów przed szczytem i pięknym cmentarzem wojennym z czasów I w.ś zaczyna kropić. Klara karze sobie ubrać kurtkę, więc ubieramy. Na szlaku nie jesteśmy sami, ludzie idą w obu kierunkach, bardziej weekendowi spacerowicze niż turyści. Dochodzimy do szczytu: kilka fotek, knopers'ik i spadamy, bo grzmi coraz głośniej. Im niżej tym więcej pada i ciężej się schodzi. Klarę musimy łapać za obie ręce, co w miejscach węższych lub stromszych utrudnia i spowalnia nasze kroki. A deszcz coraz silniejszy. Ale szczęśliwie dochodzimy do bazy studenckiej.
Wpadam na pomysł, żeby w bazie wziąć odcisk pieczątki- a nuż się przyda do rejestracji wycieczki w książeczce odznaki "sprawny na szlaku". Dziewczyny chcą iść do samochodu, więc wyciągam z plecaka kluczyki do samochodu i Ela z Klarą idą do zaparkowanego nieopodal auta, a ja kieruję się do bazowego namiotu. Książeczki nie mam ze sobą, ale proszę Chatkowego o jakąś karteczkę, ale zanim ją znalazł robi się niezła "pompa". Nim doszedłem do auta- jakieś 150 metrów- zlało mnie do samych majciochów. Nie pomogła najnowsza, ponoć wodoodporna kurtka kupiona za radą Szybkiego Podróżnika. Buty suszyłem jeszcze dwa dni po powrocie do domu, reszta wyschła szybciej.
Wróciliśmy na kwaterę, Ela zrobiła szybki obiad (kuchnia w pełni wyposażona) i wypogodziło się. Wsiedliśmy więc na rowery i pojechaliśmy zwiedzić nowowybudowaną ścieżkę rowerową Velo Klimkówka. Ścieżka ładna, tylko że ślepa.
Na drodze staje osuwisko, którego nie da się przeskoczyć. Podobnie jest od strony Uścia Gorlickiego. Fajna jazda i stop, trzeba zawrócić i jechać z powrotem tą samą drogą. Po drodze mamy gminną plażę z typowymi atrakcjami.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz