niedziela, 24 maja 2020

Z wizytą u świętego Stanisława

Czas w końcu ruszyć z rodziną na wycieczkę. Zaczynamy od rowerowej. Zamknięty most na Dunajcu w Ostrowie znacznie ogranicza nam możliwości. Podobno za nieco ponad rok ma zostać wyremontowany, a nowy ma powstać za dwa lata. Do tego czasu musimy sobie jakoś radzić.


Zobacz trasę w Traseo
Poradziliśmy sobie tak, że ciągniemy się składem SKA3 z Mościc do Brzeska. Pani konduktor podniosła nam trochę ciśnienie, bo po wejściu Zosi z rowerem do pociągu zamknęła nam drzwi do wagonu przed nosem. Dopiero na moje machanie ręką i walenie w przycisk otwierania drzwi dało jej opamiętanie, że my też jedziemy, a nie jesteśmy tylko "odprowadzaczami". W pociągu pusto, do Brzeska dojechaliśmy prawie bez przygód. A wiadomo, że "prawie" robi DUŻĄ różnicę, więc przegoda była taka, że Klara popuściła troczkę w majteczki. Wołała o siku, ale jak zobaczyła kolejowy WuCecik, to się przestraszyła i pewnie wtedy jej zaworek puścił. Na szczęście malutko, ale trzeba było w peronowej wiacie dokonać małych poprawek. Wolę nie przypuszczać co było gdyby WuCecik nie był taki komfortowy, jak w składzie SKA3, ale przypominał klaustrofobiczny i cuchnący szalet jakie jeździły składami w latach 80tych i wcześniejszych.


Po czynnościach przygotowawczych na stacji Brzesko-Okocim, które obejrzały wytrwałe osoby na filmiku powyżej, ruszamy trasą pielgrzymią do Szczepanowa. Miła jazda przez las.

Dojeżdżamy na miejsce, czyli do miejsca narodzin świętego, patrona Polski.
Na miejscu mamy:
 kaplicę narodzenia                                              i    studnie obmycia


obelisk dziękczynny za uratowanie w XVII w.             i kościół pw. św. Stanisława  
okolic Szczepanowa przed olbrzymim gradobiciem    postawiony w miejscu                                                                                                        starszego wzniesionego  na miejscu  domu rodzinnego świętego     

 





Po drugim śniadaniu podjeżdżamy pod kościół parafialny. Kościół tytularny Bazyliki Mniejszej

romańska chrzcielnica z XI w. z pierwotnego kościółka


Jedziemy dalej. Celem jest Przyborów i eklektyczny dwór Łasińskich w XIX w. Cudów jednak się nie spodziewamy. Po drodze mijamy mnóstwo kapliczek przedrożnych ze świętym Stanisławem, jak np ta, której nie zdążyłem zrobić zdjęcia, tak szybko jechałem.

A dwór Łasińskich w rękach prywatnych. Kiedyś mógł faktycznie być okazałą  rezydencją włościańską.



Ładną i spokojną drogą przez wieś Łęki podążamy do Wokowic, gdzie na mapie mam oznaczony dwór z początków XX w. Daje się zauważyć dużo wiejsckich, starych chałup usytuowanych prostopadle do ulicy. niektóre z nich zachowują zabytkowy charakter, większość jednak jest przystosowana do dzisiejszych standardów mieszkaniowych (przynajmniej na zewnątrz).



W Wokowicach dworek niestety jest prywatnym domem, więc nie podjeżdżamy zbyt blisko i nie fotografujemy. Od czego mamy jednak internet.


Klara na chwilę zasypia. Budzi się jednak pod sklepem, gdzie Zośka nakazała kupić batona. Cóż zrobić, trzeba kupić. Bez zbędnej zwłoki, jak nawiają w wielu miejscach Kodeksy, jedziemy na następny punkt pośredni. A tym razem to cmentarz nr 271 z Wielkiej Wojny .



Teren wokół ładnie wykoszony, czas więc na zupę i rogaliki. Ela specyjalnie na tę wycieczkę upiekła wczoraj rogaliki z nadzieniem czarnopożeczkowo-różanym. Od 2009 słoiczek własnoręcznie zbieranych i zrobionych przetworów z róży czekał na tę chwilę. Czy ktoś wie, gdzie można zebrać zdrowe płatki róży? Bo słoiczek był ostatnim i chętnie byśmy sobie zrobili kilka na kolejne rogaliki.
W tym czasie obok przejechały trzy pociągi, wszystkie pasażerskie. Jak one teraz cichutko jeżdżą! Niebywałe!!
Teraz to tylko lody w Zbylitowskiej Górze u Pingwinka. Zdecydowanie numero uno w całej okolicy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz