Grzybobranie w Lubince
W sobotę wybraliśmy się z Zośką na grzyby. Od niedawna szukam miejsc grzybodajnych bliżej domu. Dawniej jeździliśmy aż do Żarówki niedaleko Radomyśla. Później zbliżyliśmy się do Czarnej. Ale to było, gdy jeszcze byłem młodzieńcem i na grzyby jeździliśmy z ojcem. Potem odkryłem Jastrzębią i Tropie nad jeziorem Czchowskim. Ale to wszytko jednak prawie godzina jazdy od domu. Od tamtego roku poznaję las w Dąbrówce Szczepanowskiej i Lubince, I to z sukcesami- umiarkowanymi, ale jednak nigdy z pustymi rękami z stamtąd nie wróciłem.
Mamy teraz wysyp i grzyby rosną wszędzie, nawet w parku w Mościcach. We środę wybrałem się do Lubinki po raz pierwszy w las od strony Pleśnej. Paryje okrutne! Ale za to na zboczach można skosić niezłe sztuki. I tak w godzinę zebrałem 4 kg zdrowych prawdziwków. Poszły do suszenia. Brakowało jednak marynowanych. Stąd pomysł pójścia w sobotę z Zosią, która sama zresztą chciała pójść.
W lesie zameldowaliśmy się tuż po 7 rano. Kilka samochodów już w lesie parkowało. Poszliśmy w dół w kierunku spływu wód. Pierwsze cztery prawdziwki znaleźliśmy już po 8 minutach
Na kolejne musieliśmy jednak czekać dłużej.
Po drodze w jednej z paryj spotkaliśmy Salamandrę plamistą
Teren dosyć trudny i wymagający, urozmaicony geomorfologicznie, obfitujący w liczne osuwiska. Dnem wąwozów płyną małe cieki wodne, zbocza strome, a nawet bardzo strome.
Po kluczeniu wpadamy w teren teoretycznie grzybonośny i faktycznie wychaczamy sporo prawdziwków. Ludzi w tych paryjach nie spotykamy w ogóle.
Mamy już spory zbiór i pora wracać ku samochodowi. Dobrze ze mam endomondo włączone, bo łażąc po tych wykrotach łatwo zmylić kierunek i wyjść na manowce.
Po drodze włazimy jednak w takie PARYJE że wydaje się jakbyśmy byli w niewiadomojakichgórach.
Spokojnie wracamy do samochodu, Akurat podjeżdżają inni grzybiarze, ale... w adidasach, krótkich spodenkach i foliowymi reklamówkami nie wyglądają na takich co przedrą się przez paryje ku którym zmierzają,
Tyle żeśmy wyciągnęli w tych wykrotów
Akurat wystarczyło na osiem słoiczków marynaty, porcję mrożonych i sos na obiad. Aha i kania smażona na przekąskę. W sam raz.
P.S. Ja złapałem kleszcza w szyję, Zosia za uchem i pod pachą. Chociaż bylismy dobrze ubrani
Raczej na Lubince a nie w...
OdpowiedzUsuńFaktycznie paryje tam potężne i stale się pogłębiają. Co roku wymywanie jest szybsze niż nanos. jedynie tam gdzie sięgnęło już łupkowego podłoża nieco spowalnia.
Idę o zakład że nie zmieniliście ubrań wsiadając do samochodu... A to podstawa, choć wystarczy tylko zdjęć i intensywnie wytrzepać.
W Lubince, bo tam jest wieś Lubinka. Nawet jest zielona tablica informacyjna.
UsuńNo, nie wytrzepaliśmy, to fakt.
Ale las jest na górze Lubince, anie we wsi Lubinka. mniejsza.
UsuńKolega przez takie niewytrzepanie ubrania, złapał kleszcza w trzy miesiące po ostatnim pobycie w lesie. Trzeba bardzo uważać. Najlepiej w ogóle zmienić ciuchy, albo wytrzepać i po powrocie natychmiast je do pralki a samemu pod prysznic.