Pojechaliśmy sobie w sobotę do Krynicy. Wykorzystaliśmy fakt, iż Klara miała odwołane zajęcia na basenie i przeniesione na niedzielę.
Zaczęliśmy pobyt od dotarcia pod wyciąg Henryk w centrum Krynicy. Tam Zosia i ja trochę sobie pozjeżdżaliśmy z "górki na pazurki". Od tego sezonu zimowego uruchomiono w końcu drugie krzesło wywożące narciarzy na sam szczyt Góry Krzyżowej. Szkoda Góry, ale trudno, skoro już jest kanapa na szczyt, to trzeba ją wykorzystać. Łączna trasa liczy więc obecnie ok 1300m zjazdu, a to jest już atrakcyjne dla narciarzy. Warunki nie były złe, pogoda sprzyjała, bo panował lekki mróz i nawet trochę sypało śniegiem. Zasadniczym minusem było oblodzenie kanap dolnego wyciągu, spowodowane intensywnym naśnieżaniem. Z tegoż powodu Zośka już po siedmiu zjazdach zeszła ze stoku, bo jej spodnie przemokły "aż do majciochów".
Ela w tym czasie, razem z niezawodną ciocią Anią i z Klarą odbyły około czterokilometrowy spacer po Krynicy. Stacja "Henryk-Ski" właśnie celowo została wybrana przez nas, dlatego, że blisko z niej do centrum Krynicy. Potem ze stoku skorzystała Ela i zaliczyła 5 zjazdów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz