wtorek, 2 maja 2023

Wycieczka druga- Ciecień

 
Pierwszego maja wybraliśmy się znowu w Beskid Wyspowy, Tym razem to Ela wyszukała Ciecienia.

Gdzieś w internecie znalazła relację kogoś, kto podobnie jak my chodzi z dziećmi i nie wypuszcza się zbyt daleko od Krakowa, czyli mają takie same jak my wnioski z wędrówek z dziećmi.
od lewej: Ostrysz i Glichowiec

Pasmo Lubomira i Łysicy, oraz Kamiennik

Przejście pasma Ciecienia wzdłuż napawało jednak obawami. Dosyć duże deniwelacje (>460 m), oraz odległość (>10km), to dla nas pestka, ale dla Klary to już wyczyn. Chociaż na poprzedniej wycieczce dała sobie spokojnie radę, czyli ryzykujemy??
- Tak!
- No to jedziemy.
Plan jest taki, żeby dojechać do wsi Wiśniowa, a potem zawieźć samochód na punkt końcowy, czyli do Poznachowic  Górnych gdzie szlak niebieski schodzi z Grodziska. Tak robimy. Dziewczyny wysadzam na parkingu przy cmentarzu w Wiśniowej i od razu po przebutowaniu (czyli zmianie obuwia) idą na szlak- zielony. Ja zabieram samochód i jadę na punkt końcowy, jakieś 6 kilometrów. Tak robimy, ale operacja zajmuje mi znacznie więcej czasu, niż poprzednio analogiczna  w Rajbrocie, i na parkingu melduję się grubo pół godziny po ich wyjściu. Jak tylko zaczynam start, dostaję telefon, że one już wchodzą w las i mają nade mną dużą przewagę. No i oczywiście sakramentalne: „coś tak długo tam robił!!”.
 





Zasuwam więc bez oglądania się na widoki. Próbuję kręcić coś, ale telefonem „z ręki” wychodzi  mi to raczej słabo (Ela zabrała mój sprzęt do filmowania, została mi tylko komórka). Po drodze mijam kilka par z pieskami. Czy to jakiś pieski szlak? Czy też na górze jest jakiś psi konkurs? Nic jednak nie wskazuje ani na jedno, ani na drugie. Po prostu tak się złożyło.
Swoje trzy dziewczyny doganiam tuż za najstromszymi podejściami i wspólnie dochodzimy na szczyt Ciecienia, Po drodze spotykamy jeszcze kilka psich wycieczek. Coś tu jednak musi być, że tych psów tak tu dużo łazi!
 
Ciecień- (829m npm)- jak podaje p. A. Matuszczyk w swoim przewodniku „Beskid Wyspowy” to całkowicie zalesiony  szczyt tworzący wraz z sąsiednią Księżą Górą i Grodziskiem (619 m npm) długi i nietypowy, jak dla  Beskidu Wyspowego grzbiet pomiędzy dolinami Stradomki i Krzyworzeczki. Nietypowy bo południkowy.  W sylwetce Ciecienia widzianej od północy i od południa zaznaczają się wyraźnie dwa nierówne szczyty, oddzielone charakterystycznym wcięciem. Istnieje przypuszczenie, że nazwa góry może pochodzić od słowa  „ciąć”, „cięty”.
 
 
Pod wierzchołkiem jakieś 200 metrów w kierunku południowym jest polana z pięknym widokiem w kierunku Babiej Góry. Na polanie jest rozłożona płachta orientacyjna dla paralotniarzy. Chyba to miejsce utrzymywane jest przez nich w takim odkrytym stanie, żeby mogli mieć tu miejsce dla swoich startów. Jest też rękaw lotniczy, tylko trochę stargany przez wiatr. Sprawdziłem w internecie i faktycznie, miejsce to nie jest startowiskiem w sensie prawnym, lecz  jest  „miejscem nadającym się do wykonania startu nożnego przy użyciu paralotni lub lotni.” Więcej o tym możecie przeczytać na stronie SPBW, czyli Stowarzyszeniu Paralotniarzy Beskidu Wyspowego tutaj
 

od lewej: Lubogoszcz, bliżej Wierzbanowska Góra, głębiej Luboń Wlk, Szczebel, Luboń Mł, Babia Góra, Zębalowa, stoki Lubomira

od pierwszego planu: stoki Wierzbanowskiej Góry, Strzałbowska Góra, Bydłoniowa, Kiczora, Zębalowa, Babia Góra


Sporo ludzi dziś tutaj dotarło. Dużo z dzieci w różnym wieku, kilka psów i dwa drony. Pierwotnie tutaj chcieliśmy wnieść kiełbasę i węgiel  w chwalebnym celu „zgrilowania” śląskiej, ale na szczęście odstąpiliśmy od tego zamiaru. „Śląska” czeka na swój czas w samochodzie.
 
Jak dotąd Klara szla rewelacyjnie, Ponoć nawet jak mnie jeszcze nie było, to darła do przodu, aż jej skry szły z podeszw. Jak tylko do nich dołączyłem, coś się trochę w niej zacięło i trochę marudziła, ale dało się ją łatwo przekonać do dalszego marszu. Natomiast już po odpoczynku i posileniu się pomidorową z makaronem, coś ją siły lub chęci opadły. Daliśmy jej słuchawki na uszy i puściliśmy via bluetooth piosenki. Coś jednak nie za bardzo to wszystko razem stabilnie działało i pojawiły się problemy techniczne, które nie wpływały na pozytywny nastrój w rodzinie- oględnie mówiąc.              Zośka wydarła do przodu, po tym jak się na nią nieco wydarłem- całkiem zresztą bez sensu- gdy próbowała opanować ten sprzęt. Odtąd wędrówka stała się trudna i mozolna, całkowicie w zasadzie pozbawiona dla nas walorów estetyczno- rekreacyjnych.
 
Grodzisko (619 m npm)- wybitny zalesiony wierzchołek na wschód od doliny Krzyworzeczki. Stanowi północne zakończenie grzbietu Ciecienia. Potwierdzono badaniami archeologicznymi istnienie tutaj grodu z epoki kultury łużyckiej, początkujący rozwój grodu szczyrzyckiego.  Ślady fortyfikacji w postaci wałów ziemnych są widoczne do dziś dla zupełnego laika w tych tematach. Na szczycie znajduje się symboliczny grób partyzantów AK z obwody myślenickiego, poległych w 1944 w walkach z Niemcami.
 
 
Z Grodziska jednak Klara już samodzielnie zejść nie chciała. Widać było po niej, że ma dosyć już tego chodzenia. Cóż było robić, wziąłem ją „na barana” i zeszliśmy do drogi asfaltowej. Pod koniec tego schodzenia, zdjąłem ją z pleców i dokończyła schodzenie samodzielnie, bo już nie dawałem rady. Ciężka przecież już jest jak do noszenia na karku.
 
Nie bez pewnych śmiesznych epizodzików  dotarliśmy do samochodu i zjechaliśmy do Wiśniowej po rower. Klara ledwo usiadła w samochodzie, od razu zasnęła, więc nie było sensu budzić ją na zjedzenie „zgrilowanej” śląskiej. Postanowiliśmy zajechać na dobrze nam znany leśny teren wypoczynkowy Lasów Wierzchosławickich na Dwudniakach licząc że będzie tam jeszcze aktywne jakieś ognisko. I faktycznie, ognisko płąnęło lichym ogniem, ale wystarczającym by usmażyć śląską bez konieczności rozpalania grilka. Także „śląska„ uniknąwszy losu grillowania, nie oparła się jednak kulinarnej termicznej obróbce.
 
I to byłoby na tyle. Filmik będzie „się robił”, ale nie zdeklaruję się na kiedy będzie gotowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz