środa, 30 października 2019

Ostatnia rowerowa wycieczka sezonu




Ponieważ zapowiadała się piękna niedziela, a prawdopodobnie miała to być ostatnia piękna niedziela tej jesieni, postanowiłem zrobić wycieczkę rowerową krajoznawczo-rekreacyjną.
Wykorzystaliśmy zmianę czasu na zimowy i uzyskaną godzinę. Pociąg do Brzeska odjeżdżał z Mościc o 9:02, i nie musieliśmy zrywać się całkiem skoro świt. To znaczy zerwaliśmy się o 6 rano, ale to tak, jakby o 7. Nawiasem mówiąc, do dupy z tą Unią (nie, nie z naszą Unią Tarnów, tylko z tą drugą!), skoro w takiej sprawie, jak odstąpienie od zamiany czasu nie może wydać stosownej dyrektywy, tylko konsultuje to kilka lat.
W Brzesku jesteśmy o 9:30- tak z grubsza. Cel główny wycieczki, to kościół pw. św. Anny w Bocheńcu na Bocheńcu.

przygotowania do wycieczki na peronie w Brzesku-Okocimiu

Bocheniec to wzgórze (prawie 400 m. n.p.m) koło Brzeska, z którego rozciąga się wspaniała panorama okolic. Można stąd zobaczyć min. Brzesko, Tarnów, Kotlinę Sandomierską, Beskid Sądecki a nawet przy dobrej pogodzie Tatry. Na Bocheńcu, zwanym też Rogalem, odkryto pozostałości grodziska Wiślan z początków średniowiecza. Na jego miejscu wybudowany został mały kościółek św. Anny. Materiał pobrany z bloga mojamalopolska.pl, prezentującego ciekawe miejsca w Małopolsce i różne ciekawostki dotyczące tego regionu.
Bocheniec to także przysiółek, wchodzący w skład Jadownik


W dworca PKP w Brzesku kierujemy się ulicą Starowiejską do Jadownik. Jadowniki to duża i długa wieś po wschodniej stronie Brzeska, przecięta w pół drogą krajową tzw "starą" czwórką. Tą "czwórkę" (obecnie noszącą oznaczenia DK94) przecinamy i kierujemy się na południe ulicą świętego Prokopa


Prokop urodził się około roku 970 w Chotouni koło Czeskiego Brodu -był Czechem,pochodził z rodu szlacheckiego, chociaż dostał imię greckie wywodzące się od słowa „Prokoptu” – t.j.torujący drogę, przecierający szlak. W języku czeskim to słowo „prokopavat se” – znaczy przekopywać, zgłębiać, rozkwitać. Wykształcenie uzyskał na Praskim Wyszehradzie – należał do szerokiej grupy spadkobierców Świętego Cyryla i Metodego.
Prokop jako ksiądz służył w Katedrze św. Wita w Pradze. Wkrótce otrzymał godność Kanonika Wyszehradzkiej Kapituły. By pogłębiać swoje życie duchowe wstąpił do Zakonu Benedyktynów, najprawdopodobniej do założonego przez świętego Wojciecha klasztoru w Brzewnowie/Praga/. Następnie usunął się w cień i rozpoczął życie pustelnicze, osadzając się w głębokich lasach przy rzece Sazawie.Prowadził tam życie ascetyczne, twardo pracował, karczował las, obrabiał ziemię. Wkrótce przyłączyli się do niego inni – założył więc pustelniczą osadę.Zbudowali proste chaty i kaplicę ku czci Matki Bożej. Zasady życia wspólnotowego oparł na regule św.Benedykta /Ora et labora -Módl się i pracuj/. Prokop cieszył się wielkim zaufaniem u okolicznych ludzi, którzy często przychodzili do niego po radę i z prośbą o modlitwę. W życiorysie św.Prokopa można przeczytać same pochwały pod jego adresem – m.in. czytamy:
„…żywił się pracą swych rąk, dla wszystkich był miłosierny, pokorny i pod jego prowadzeniem klasztor rozkwitał”.
Prokop zmarł w swoim klasztorze 25.03.1053roku. Kanonizacji dokonał Papież Innocenty III – 04.07.1204roku. Jego ciało spoczywa w Kościele Wszystkich Świętych na Praskim Hradzie. Na obrazach lub płaskorzeźbach/jak u nas w Jadownikach-główny ołtarz/ św. Prokop jest przedstawiany według legendy jak z Krzyżem w ręce orze ziemię pługiem ciągniętym przez szatana /diabła/. Ukazuje to Jego siłę duchową płynącą z Krzyża zdolną zwyciężać wszelkie zło.
    Św. Prokopa za swojego Patrona obrali górnicy, którzy codziennie przekopywali się do głębi ziemi i u Niego szukali pomocy i ochrony. Bardzo często w pobliżu kopalni stawiali kaplice i kościoły Jemu poświęcone. Za swego Patrona obrali Go również rolnicy, bo przecież On doskonale znał trud ich pracy przy uprawie ziemi.
Wspomnienie Świętego Prokopa jest obchodzone 4 lipca. (za www.parafiajadowniki.com)


Kościół pw. św. Prokopa Opata w Jadownikach 
(akurat trwa niedzielna msza stąd tyle samochodów)

Tutejszy kościół w Jadownikach właśnie św. Prokopa Opata obrał za patrona. Przy tej świątyni zatrzymujemy się na chwile, by Klara i Zosia zjadły po batonie, bo przed nami stromy podjazd pod wzgórze Bocheniec.

przed nami wzgórze Bocheniec

Faktycznie, podjazd nielichy, co widać na profilu trasy. Niestety endomondo tym razem nas zawiodło. Ja włączyłem je już pod domem, ale straciłem sygnał GPS gdzieś w pociągu i rejestracja wycieczki się zawiesiła. Zauważyłem to dopiero na Bocheńcu i tam ją ponownie uruchomiłem. Ela też miała problemy, z tymże jej wycieczka w ogóle się nie zapisała. Obie apki w tym samym czasie padły?! PRZYPADEK?! Musiałem dopiero kombinować i ręcznie rysować ślad, żebym mógł zamieścić plan wycieczki.

już na wzgórzu


Nie dajmy rady podjechać. Wszyscy po kolei zsiadamy z siodełek i pchamy rowery pod kościółek. A ten jak zwykle ZAMKNIĘTY na cztery spusty. Nawet furtki, tak że wejść nawet na przykościele nie można. Szkoda! Taki obiekt powinien być udostępniony turystom, choćby przez kratę w kruchcie.
O kościele możesz poczytać i zobaczyć zdjęcia z wnętrza TUTAJ

Klara zwiedza Bocheniec


wejście główne do kościoła św. Anny
msze święte w niedziele g. 16, ale tylko od maja do października

kropielnica, czyli aspersorium 
ciekawe rozplanowanie pozdrowienia na kamiennej tablicy

wnętrze kościółka jest skromne, tym bardziej dziwi fakt, 
że w żaden sposób nie jest udostępnione

Robimy dłuższą przerwę. Klara spaceruje, my z Zosią szukamy z sukcesem dwóch keszy w okolicy, zwiedzamy źródełko św. Anny

Wg legendy podczas budowy świątyni trwał dyskurs nt. wyboru patrona. Wówczas nieopodal wytrysnęło żródło krystalicznej wody, z którego korzystali budowniczowie, oraz bawiły się w okolicy miejscowe dzieci. Pewnego dnia te dzieci zauważyły dziwną świetlistość, która po przyjścu dorosłych objawiła się w ludzkiej postaci. Ludność rozoznala w postaci świętą Annę, która odezwala się "Pragnę byście świątynie waszą mym zwali imieniem". I tak się stało.

zabudowane ujęcie źródełka figurą ś. Anny Samotrzeć trzymającej na rękach
 swoją córkę Marię, oraz wnuka Jezusa

 

Na południowym stoku wzniesienia Bocheniec, górującego ponad Brzeskiem i wsią Jadowniki, poniżej zabytkowego kościoła i wału dawnego grodziska, znajduje się owiane legendami źródełko. Według przekazów, kiedy wznoszono istniejącą dziś, murowaną świątynię (powstała ona w miejscu starszej, drewnianej), obok źródła pojawić się miała świetlista postać świętej Anny, która poprosiła, by nowo powstały kościół nazwać jej imieniem.
Źródełko, upamiętnione kamienną rzeźbą z XIX - wieczną figurą świętej Anny Samotrzeć (czyli ukazaną z córką Maryją i wnukiem Jezusem), jest nadal czynne. Prowadzi do niego wąska ścieżka, oznakowana drogowskazem.
Podobno woda ze źródła ma cudowne właściwości lecznicze. (za straznicyczasu.pl)


Jedziemy dalej. W planach mamy lody i kawę w zajeździe w Porąbce Uszewskiej. W Porąbce byliśmy z Elą, gdy była w ciąży z Zosią. Obeszliśmy wówczas grotę pamiątkę objawień z Lourdes i zaliczyliśmy nawet mały spacer po okolicy. Teraz z rowerami nie chcemy się wpychać na alejkę jubileuszową i pod grotę. TU znajdziesz opis i zdjęcia z tego miejsca


zjazd do Porąbki Uszewskiej z widokiem na Pogórze Wiśnickie

  jedna z wielu przydrożnych kapliczek
Tą w 1911 ufundowali Wacław i Klementyna Micdow(??)


Niestety, zajazd funkcjonuje od godziny 14, a mamy dopiero południe. Musimy jechać dalej, ale po drodze mamy Dębno, a tam wiadomo, że jest "Zajazd pod Jesionami", gdzie z pewnością serwują kawę a lody prawdopodobnie. Jedziemy lokalną drogą, równoległą do drogi głównej biegnącą po prawym brzegu potoku Niedźwiedź.


Niedźwiedź (albo Niedźwiedza) – potok, prawobrzeżny dopływ Uszwicy o długości 16,76 km i powierzchni zlewni 40,51 km². Niedźwiedź jest głównym ciekiem gminy Dębno (w całości płynie przez jej teren). Wypływa w miejscowości Niedźwiedza na Pogórzu Wiśnickim, od której prawdopodobnie bierze swoją nazwę. Ze względu na ukształtowanie terenu gminy przepływa w kierunku S-N (jak wszystkie cieki gminy), przez miejscowości centralnie. Uchodzi do Uszwicy.


Spokojna, malownicza droga pośród sielskiej zabudowy. Klara zasypia. Pogoda piękna. Czegóż chcieć więcej? "Ano, kawy"- mówi małżonka. Dojeżdżamy pod zajazd w Dębnie. Klara budzi się, gdy wyjmuję ją z siodełka i pierwsze słowa jakie wypowiada- jeszcze mając na wpół przymknięte oczka- "lody!!". Są i lody. Co prawda jedynie w pucharku z owocami (wiadomo: inaczej tych kupnych nie podadzą, a własnych handmade nie mają), ale są i dzieciom to wystarcza. Dla nas zamawiam dwie białe kawy z ekspresu. Dostajemy dwa olbrzymie kubki kawy, ale... jakiejś smakowej, ni to z cynamonem, ni to z czekoladą. Dochodzimy do wniosku, że to "kawa" z proszku. Jednym słowem syf i mogiła. Spadamy stąd czym prędzej. 


Pogórze zostało z tyłu za nami, a my przejeżdżamy przez Perłę


Jedziemy przez wieś o mało małopolskiej nazwie Perła. Na skraju lasu robimy postój, aby dzieci zjadły coś ciepłego. Przed "wyprawą" na Turbacz kupiliśmy termos na posiłki o pojemności 0,65 litra. Jak wlejemy tam coś treściwego, to obie dziewczyny sobie pojedzą. A termosik lekki i z łyżeczką w pakiecie.

 ...jedzą coś ciepłego


Ja idę w las, bo podobno prawdziwki jeszcze rosną, ale niczego nie znajduję, nawet przysłowiowego "psiucha".
Jedziemy dalej. Przecinamy las wierzchosławicki w poprzek i przez Łętowice, Ostrów dojeżdżamy do domu. Do pełnych 40 kilometrów zabrakło 200 metrów

domek baby Jagi w Perle ul. Pod Lasem






piątek, 18 października 2019

Wycieczka na Turbacz

Raz w roku chodzimy na dwa dni w góry. W ubiegłym roku byliśmy w schronisku na Hali Łabowskiej, a w tym idziemy na Turbacz. Startujemy z Rzek, przysiółka Lubomierza żółtym szlakiem przez Jaworzynkę Kudłoń, przełęcz Borek i Mostownicę.


pierwszy szałas na trasie. Jeszcze w Rzekach

widok z tego samego miejsca na Wielki Wierch, Kiczorę Kamieniecką i Magorzycę

panorama od Mogielicy po Gorc z hali szczytowej na Jaworzynce

odpoczynek i karmienie przy szałasie na Jaworzynce

Pierwsze podejście pod Jaworzynkę daje się we znaki. Klarcia z wycieczki na wycieczkę staje się coraz cięższa.
Na polanie szczytowej przy szałasie robimy postój z przerwą na karmienie. Widoki na masyw Gorca, Kiczory Kamienieckiej i oddalonej Mogielicy w jesiennych barwach są przepiękne.
Klara pojadła i prze do przodu.


nareszcie chwila odpoczynku

szałas na Hali Podskały

chwila relaksu dla zmęczonych, małych nóżek

wędrówka halą Stonogówka

Kolejne podejście pod Gorc Troszacki i Kudłoń i kolejne hale. Hale, które jak wiadomo są perełką Gór Polskich. A'propos Gór Polskich, to Józef ma w planie zdobyć szczyt Turbacza, jako kolejny wpis do rejestru zdobytych szczytów z listy Korony Gór Polskich. od lipca żeśmy tą wycieczkę planowali, ale dopiero teraz udało się nam ją wcielić w czyn.


Hala Pustak na Kudłoniu

Po 6 godzinach docieramy do schroniska. A tu czekają na nas tłumy i to dzikie.Jedna sprawa mnie uderza, a mianowicie nie ma obowiązku zmiany butów przed wejściem na górę. Nawet do części hotelowej można wejść w zabłoconych trepach. Co zresztą widać po zabłoconej posadzce. Kole to moje oczy, dawniej nie do pomyślenia. Ciekawe dlaczego teraz wprowadzono takie zwyczaje. Zwłaszcza, że dopiero rano obsługa sprząta całe to suche błoto.Przed kuchnią kolejka, przy stołach brak wolnych miejsc, trzeba na nie polować. Tanio nie jest!Ogólnie schronisko na Turbaczu to Moloch- jak zawsze. Trzeba go unikać, przynajmniej w weekendy!!


 


Dzień Drugi, czyli powrót do domu
Rano śniadanie i w drogę. Pogoda piękna, Ciepło, Klasyczna Złota Polska Jesień


schronisko pozostaje za nami


Koniec! Dalej nie idę

Siusiu na polanie Przysłop Dolny

Wędrujemy grzbietem najpierw szlakiem czerwonym, a od przełęczy Pod Kiczorą zielonym. Generalnie turystów na szlaku dużo, podobnie jak wczoraj.Wędrówka przebiega bez większych zdarzeń. Podchodzimy pod Gorc.Na Gorcu wieża widokowa i sporo ludzi



właśnie byłam na wieży. Było super! 

Nestorzy 


widok na południe. Na trzecim planie Lubań

widok na północ, na Beskid Wyspowy. W głębi na wprost ten najwyższy, to Mogielica


widok na Beskid Wyspowy i masyw Kiczory Kam.



Do Rzek dochodzimy bez żadnych przygód, Chyba że za przygodę uznać należy strome zejście po luźnych kamieniach. Ale na nas takie "przygody" wrażenia nie robią. W końcu od czego mamy trepy, ale kijki to by się przydały.

Podsumowując: Dziękujemy niezawodnym jak zwykle Ani i Józefowi za obecność, towarzystwo i pomoc. Pogoda się udała jak nigdy i trzeba podkreślić, że mieliśmy szczęście, bo rezerwowałem miejsca w schronisku miesiąc wcześniej. Po raz kolejny wyszło na jaw, że z kondycją jesteśmy na bakier (tzn ja i Ela, bo Józef to ho-ho).





środa, 2 października 2019

Rowerem z Czarnej



Jedziemy pociągiem do Czarnej. Zaledwie trzy stacje. To tam, gdzie kilka tygodni temu skończyliśmy wycieczkę z Tarnowa do Chotowej. Dziś chcemy domknąć pętelkę.


Wokół Czarnej same lasy

Biały Krzyż z 1927 przy drodze na Pilzno, na skrzyżowaniu z leśnym duktem.



Ze stacji PKP w Czarnej jedziemy w kierunku Pilzna. Pierwsza wieś w której robimy postój to Lipiny. Chcemy zobaczyć tam zespół klasztorny oo. kamedułów, ale akurat trwa msza i mogę jedynie zrobić fotkę z dalsza.

Dziedziczka  Lipin, hrabina Joanna Lubieniecka w dowód wdzięczności za uratowanie jej życia podarowała Karmelitom swe włości z dworem, gdzie ojcowie Karmelici od 100 lat pełnią posługę miejscowej ludności dając im parafię p.w. Matki Boskiej Fatimskiej

skwer w centrum Lipin

stare klimaty 

Trzeba przyznać, że mieszkańcy dbają o wygląd i porządek swojej miejscowości 



Po Lipinach lądujemy w Pilznie na lodach i kawie.

prawdopodobnie kaplica św. Biskupa Stanisława przy
 drodze pomiędzy Lipinami a Pilznem

Urząd miasta i kościół p.w. Jana Chrzciciela w Pilznie

panorama pilznieńskiego rynku 

cukiernia  


Nafaszerowani glukozą (kiedy w końcu zaprzestanę jej używać!) pomykamy przez Łęki Dolne i Górne do Skrzyszowa.

droga w Łękach Dolnych


zabytkowy z 1484r. drewniany kościół p.w. św, Bartłomieja w Łękach Górnych



W Skrzyszowie za szkołą za szybko skręcam na północ i prawie wracamy w to samo miejsce, gdzie byliśmy jakieś 20 minut wcześniej. Ale nic to, jedziemy dalej, tylko ślad z GPS'a nie wygląda zbyt ładnie.

na przełęczy rozdzielającej doliny potoków Dulcza i Wątok,
 czyli pomiędzy Łękami a Skrzyszowem







Przejazd ulicą Słoneczną i Słowackiego nie jest miłym przeżyciem. Ścieżki rowerowe wytyczone chodnikiem razem z ciągiem pieszym, kończą się przed skrzyżowaniami, by znowu zacząć się zaraz za nimi. Czyli formalnie rowerzysta powinien zejść z roweru i przejść pieszo ten odcinek. Niestety, Tarnów nie jest miastem przyjaznym rowerzystom!

Lepiej jest wzdłuż Mościckiego, bo tam ścieżka biegnie oddzielnie niż chodnik, jest od niego odseparowany szpalerem żywopłotu, no i ma nawierzchnię asfaltową, a nie jak wszędzie z kostki.