Odbyliśmy dwie rodzinne wycieczki rowerowe. Klara wciąż w
foteliku. To sprawia, że jadę w nią wolniej i ostrożniej, bo jest już na tyle ciężka, że boję się, żeby na wybojach
lub innych nierównościach nie gibnęło fotelikiem na tyle mocno, żeby mogło to uszkodzić mocowanie. Po za
tym te jej dodatkowe 18 kilogramów nie dodaje mi skrzydeł. Ale jeszcze tym razem daliśmy radę. Wspólnie.
1. Wycieczka polderem północnym w PN Ujście Warty.
Polder to obszar okresowo zalewany wodą. Od końca XVIII
wieku rozpoczęto osuszanie bagien i mokradeł w delcie Warty i Postomi.Wykonano szereg instalacji melioracyjnych i generalnie deltę
podzielono na trzy obszary: obszar w międzywalu i poldery: północny i
południowy.
Założenie jest takie, że poldery są mocno zmeliorowane i ma
z tych obszarów woda po roztopach zimowych szybciej spływać niż z międzywala.
No i to wytworzyło ogromne obszary łąkowe wykorzystywane rolniczo, stanowiąc
bogactwo ówczesnej tamtejszej ludności. Jeżeli w Warcie, (czyli w międzywalu)
poziom wody był wyższy niż na polderach, wówczas wodę z kanałów polderowych przepompowywano do Warty.
Jeżeli natomiast poziom wody w Warcie był niższy, wówczas wody z polderów spływały grawitacyjnie poprzez tzw. wrota
powodziowe ("powodziowe”, dlatego, że w trakcie powodzi były one
zamykane uniemożliwiając wodzie z Warty wtargnięcia na poldery).
Trasa oznakowana i nazwana "Na dwóch kółkach polderem
północnym" zaczynała się niedaleko naszej kwatery. Wystartowaliśmy więc
"od progu" i początkowo jechaliśmy nieco piaszczystą drogą po koronie wału przeciwpowodziowego. Po dwóch
kilometrach dopadł nas przelotny deszcze, ale na tyle obfity i szybki, że zanim
wyjęliśmy kurtki, to byliśmy mokrzy. Schowaliśmy się pod rosnące pod wałem rozłożyste wierzby i
tam przeczekaliśmy opad. Klara się przestraszyła nie na żarty i koniecznie
chciała wracać do domu. Sprawdziliśmy warunki na burzowo.pl i nie było tam widać
kolejnych naciągających nawałnic, więc jakimś sposobem Ela przekonała Klarę do
dalszej jazdy. Nic podobnego już później nie miało miejsca, za to zrobiło
się gorąco- jak to na łąkach. Łąki są koszone i wypasane, więc co jakiś czas
albo mijaliśmy stada krów, albo nas mijał jakiś ciągnik rolniczy. Upał łagodził wiatr,
który cały czas wiał... prosto w twarz. Ale dobrze, że był, bo inaczej znowu
bym dostał "zjebkę", podobnie jak za te piaszczyste drogi. Dotarliśmy do Kostrzyna i po zjedzeniu obiadu wróciliśmy na
kwaterę pociągiem.
2. Wycieczka Doliną Bobru Jelenia Góra- Pilchowice.
W tej części Bobru w latach 20 ubiegłego wieku Niemcy wykonali kawał dobrej hydrotechnicznej roboty. Na kilkukilometrowym, górskim odcinku Bobru wybudowano 7 elektrowni wodnych. Cztery z nich (Bobrowice III i IV, Bobrowice II i Pilchowice II) na kanałach energetycznych skracających naturalne meandry rzeki, i trzy przy klasycznych zaporach spiętrzających (Bobrowice I na jeziorze Modrym, Wrzeszczyn na jeziorze Wrzeszczyńskim i Pilchowice I na jeziorze Pilchowickim). Pierwszy odcinek z Jeleniej Góry do Siedlęcina wiedzie Borowym Jarem. W tym miejscu rzeka przełamuje się przez wzgórza niczym Dunajec przez Pieniny. Strome stoki obfitują z ostańce skalne. Ścieżka poprowadzona miejscami odważnie, ale bezpiecznie, stanowi miejsce licznie odwiedzane przez mieszkańców Jeleniej Góry. Nad jeziorem Modrym na skalnym urwisku stoi Gościniec Perła Zachodu. Wpadamy tam na kawę i lody. Przepiękne miejsce.
Dojeżdżamy do Siedlęcina i widzę wieżę, którą gdzieś już widziałem. Aaaa, tak na YT na kanale "Wędrowne motyle", to bardzo duża atrakcja historyczna. Musimy ją zwiedzić To Książęca Wieża Mieszkalna z XIV wieku. Znana z jedynych na świecie średniowiecznych malowideł naściennych o sir Lancelocie z Jeziora. Ze wszech miar rzecz godna polecenia. W jednej z sal pokazywane są filmy o historii i ciekawostkach związanych z tym obiektem. Warto usiąść i chwilę posłuchać.
Z Siedlęcina szlak nie był już tak śmiało poprowadzony jak w Borowym Jarze. Biegł leśną ścieżką tuż nad taflą jeziora Wrzeszczyńskiego. Ścieżka usiana wystającymi korzeniami sosen bardzo utrudniała nam jazdę, tak, że znaczną jej część musieliśmy wraz z Klarą pokonywać pchając rower- Tzn. ja pchałem, a Klara siedziała w foteliku. Gdy dojechaliśmy do zapory tworzącej jezioro szlak przechodził na drugą stronę rzeki po koronie zapory. Było super-ekstra, bo korona nie stanowi trasy dostępnej jak np. w Czorsztynie, tylko jest to przejście technologiczne zarezerwowane dla obsługi, ale z jakichś powodów użytkownik elektrowni zgodził się na to, by turyści korzystali z jego obiektu przechodząc z prawego na lewy brzeg Bobru.
Kolejny odcinek, trzeci, odbijał od rzeki, bo był za trudny do przeprowadzenia tam trasy rowerowej. Od Wrzeszczyna do Pilchowice wzdłuż Bobru biegną szlaki piesze (żółty, niebieski i zielony), natomiast szlak rowerowy E-6 odbija na zachód i przez Barcinek, przełom Kamienicy i wzgórze Iwanica (stromo było, że znowu trzeba było pchać rowery) zmierza w kierunku Pokrzywnicy nieosiągające tej wsi, bo wcześniej skręca w boczną drogę wiodącą wprost na perłę w koronie, czyli na zaporę jeziora Pilchowickiego.
Zapora ma 110 lat, ale robi wrażenie. Jak cholera zbudowali w dziesieć lat taki duży obiekt hydrotechniczny w tak trudnym terenie!! Podobno do budowy sprowadzono fachowców z północnych Włoch i Szwajcarii. Jest to druga pod względem wielkości zapora łukowa z Polsce (po Solinie) wysokość 62 metry, długość w koronie 290 metrów, a stopie 140, szerokość u podstawy 50m. W chwili oddania była największą tego typu zaporą w Europie.
W karczmie nad Zaporą jemy po zupie: każdy inną i wracamy drogą wzdłuż nieczynnej linii kolejowej Żagań- Jelenia Góra ze słynnym mostem kratowym na jeziorem, który o mało, co nie skończył swego żywota, jako jeden z epizodów z życia Jamesa Bonda.
Do Jeleniej Góry wracamy lokalnymi, aczkolwiek ruchliwymi drogami asfaltowymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz