W piątek, przed pójściem na Rotundę poszliśmy zwiedzić zaporę. Normalnie wejście na koronę zapory jest zamknięte dla spacerowiczów i turystów, ale uzyskałem zgodę Zarządu Zlewni w Jaśle na zwiedzenie zapory i galerii kontrolno-zastrzykowej.
Pieniny Gorlickie. Przełom Ropy pomiędzy Kiczorą-Żdżar a Uboczem
Z tą ostatnią mam wiele wspomnień. Prawie 30 lat temu gdy pracowałem w Hydrotreście na budowie w Czorsztynie (niektórzy z Was pewnie pamiętają, te czasy, gdy oprowadzałem Was po czeluściach budowanej zapory na Dunajcu w Czorsztynie). Wtedy w ramach gwarancji Hydrotrest prowadził uszczelnianie galerii w Klimkówce i te roboty zostały powierzone prowadzonej przeze mnie spec-brygadzie: Józek, Bronek, Walek i drugi Józek- chłopaki ze Spisza i ja, majster ówczesny. Przez chyba trzy sezony zimowe prowadziliśmy te prace (ponieważ w lecie galeria jest cała zroszona, takie prace prowadzi się w zimie, gdy jest tam sucho).
Bystrze odprowadzajace nadmiar wody ze zbiornika przez przelew powierzchniowy
Korzystając z okazji pobytu w Klimkówce, chciałem sam zobaczyć jak dziś wyglądają te miejsca, któreśmy naprawiali, no i pokazać rodzinie ten ciekawy- dla laików wręcz niesamowity- obiekt.
Galeria Kontrolno-zastrzykowa. Wielofunkcyjny żelbetowy obiekt położony pod zaporą w formie tunelu biegnącgo wzdłuż osi zapory. Stanowi fundament rdzenia glinowego zapory (w zaporach ziemnych z rdzeniem glinowym), oraz obiekt w którym zlokalizowana jest aparatura kontrolno-pomiarowa informująca obsługę o m.in infiltracji wody przez korpus zapory, oraz pod zaporą. W trakcie budowy galeria służyła do wykonania drugiej, podziemnej części zapory, czyli cementacji podłoża skalnego na której posadowiony jest korpus zapory.
Rano zgłosiłem się do biura kierownika zapory i dostałem pilota do bramy wejściowej na zaporę. Tam mili panowie z obsługi, którzy akurat rozstawiali boje ostrzegawcze na jeziorze wpuścili nas do galerii, którą zwiedziliśmy w towarzystwie pana z ochrony.
Strome schody zejściowe trochę przestraszyły Klarę i musiałem ją znieść na dół na rękach, ale z powrotem wdrapała się już samodzielnie. A schody to była zmora mojej brygady, gdy musieli znosić, a po skończeniu pracy wynosić na górę materiały i sprzęt.
wnętrze galerii kontrolno-zastrzykowej
Widać, że niektóre pęknięcia były stosunkowo niedawna naprawiane, To już nie były te nasze naprawy z przed 30 lat, bo nie sądzę żeby po tylu latach tak ładnie wyglądały.
Pogoda na zewnatrz zrobiła się piękna, wręcz upalna, więc zapowiadane burze były na wyciągnięcie ręki. Zaraz wybraliśmy się na Rotundę, ale dalsze losy już znacie.
od lewej: Chełm i Liszkowa i stok Kiczery-Żdżar
od lewej: Łysiec, Ubocz, Czerteżyki, Kopa
Na zakończenie w niedzielę wiele się już nie działo. Na g. 9 poszliśmy do pobliskiego kościoła, którego charakterystyczna bryła przyciąga wzrok każdego, który podróżuje tędy np do Wysowej.
Kościół jest prawie-wierną kopią grecko-katolickiej cerkwi z wsi Klimkówka, która została wysiedlona i... zalana wodami spiętrzonego jeziora. Drewniane wyposażenie kościoła w tym zabytkowy ikonostas zostały przeniesione z orginalnej cerkwi. "Prawie-wierną", gdyż w wersji orginalnej były aż cztery wieże, natomiast w dzisiejszej kopii mamy ich dwie. Przyczyną jest brak funduszy, gdyż kościół wznoszony był siłami tylko 35 miejscowych gospodarstw.
Orginalna cerkiew z Klimkówki
Na obiad wybraliśmy się do Uścia do gospody "Klimkowskie smaki". Polecamy.
W sobotę prognozy były bardziej optymistyczne, ale bez przesady. Tym razem wycieczka rowerowa. Jedziemy do Wysowej na lody do Parku Zdrojowego. Niestety, muszę wybrać jazdę główną drogą.
Wiadomo, z Klarą w siodełku jedzie mi się ciężko. Ona waży już 18 kg i niedługo dobijemy do granicy nośności siodełka i muszę coś wymyślić, bo na samodzielną jazdę Klary na rowerze długo jeszcze liczyć nie można będzie.
Jakoś na drodze spokojnie, a przecież do Wysowej biegnie tylko jedna, a mamy długi weekend i widzę rejestrację z bardzo odległych rejonów Polski, czyli ludność wypoczywa. Tylko się cieszyć!
Droga do Wysowej przez Hańczową biegnie od Uścia Gorlickiego doliną Ropy. Zaraz za Uściem mamy przełom pomiędzy Homolą a Polaną (takie szczyty), a potem łąki i pola, raczej nieuprawiane, czyli nieużytki. Ale za to piękne. Droga wznosi się równomiernie w górę, ale spokojnie, dajemy radę. Z Klimkówki do Wysowej zaliczamy 17 km. W Wysowej zajeżdżamy do Parku Zdrojowego i zasiadamy w "Nad potokiem u Tadeusza".
Klara lody, my z Elą kawę i coś na ząb. Klara nudzi się jednak, nie wysiedzi przecież na miejscu zbyt długo, idzie się przejść po Parku. Dopóki ją widzimy, siedzimy spokojnie. Jednak gdy tracimy ją z oczu, Ela rusza "z kopyta"
Rusza tak szybko, że zostawia swój telefon na stole. Ją wkrótce również tracę z oczu i teraz nie wiem, czy znalazła Klarę i sobie spacerują po Parku, czy też biega spanikowana i jej szuka. Nie wiem, bo... zapomniała telefonu.
Ale nie jestem zdziwiony, to coraz częstrze przypadki w naszym wieku.
Wracamy. Do Uścia jedzie się szybciutko, bo z góreczki, ale za to do Klimkówki trzeba się napracować. Ale dajemy radę, sądziłem że będzie gorzej.
W domku bieżemy kąpiel i zaraz ruszamy z powrotem do ... Wysowej na obiad, ale tym razem już samochodem.
Wybraliśmy się nad jezioro Klimkówka, czyli w Beskid Niski. Skorzystaliśmy z pokoi gościnnych Wód Polskich na osiedlu eksploatacyjnym przy zaporze. Warunki dobre, położenie bardzo dobre, cena bardzo atrakcyjna.
widok z naszego balkonu
nad zaporą
zachód słońca nad Grybowem
widok rano
Na miejsce dotarliśmy w świąteczny czwartek po południu. Po rozpakowaniu się wyszliśmy na spacer. Zeszliśmy drogą do zapory i z powrotem w drugą stronę pod kościół w Klimkówce.
Wieczorny dwukilometrowy spacer w sam raz przed spaniem.
Prognoza pogody na ten długi weekend nie była optymistyczna. Miało padać, grzmieć i w ogóle miało być raczej chłodno. W piątek z nosami w komórkach porównując różne aplikacje pogodowe wykuwamy plan: idziemy na Rotundę.
podchodzenie pod Rotundę
Szlak w sam raz pod Klarę: stromy po kamieniach i korzeniach, no i nie za długi. Tam i z powrotem jakieś 1,5 godziny. Akurat tyle, ile mamy do prognozowanych opadów deszczu i burzy.
Pierwotnie mieliśmy do Regietowa pod bazę namiotową podjechać rowerami, no ale ta prognoza.... . Jedziemy więc samochodem. Na miejscu dosyć taki-sobie tłumek. Zaczynamy podejście.
Od razu stromo do góry, więc Klara idzie, chociaż nie samodzielnie, trzeba ją trzymać za rękę, jakby się czegoś obawiała. Może tych dalekich pomrukiwań? Czyżby burza? Na kilkaset metrów przed szczytem i pięknym cmentarzem wojennym z czasów I w.ś zaczyna kropić. Klara karze sobie ubrać kurtkę, więc ubieramy. Na szlaku nie jesteśmy sami, ludzie idą w obu kierunkach, bardziej weekendowi spacerowicze niż turyści. Dochodzimy do szczytu: kilka fotek, knopers'ik i spadamy, bo grzmi coraz głośniej. Im niżej tym więcej pada i ciężej się schodzi. Klarę musimy łapać za obie ręce, co w miejscach węższych lub stromszych utrudnia i spowalnia nasze kroki. A deszcz coraz silniejszy. Ale szczęśliwie dochodzimy do bazy studenckiej.
Wpadam na pomysł, żeby w bazie wziąć odcisk pieczątki- a nuż się przyda do rejestracji wycieczki w książeczce odznaki "sprawny na szlaku". Dziewczyny chcą iść do samochodu, więc wyciągam z plecaka kluczyki do samochodu i Ela z Klarą idą do zaparkowanego nieopodal auta, a ja kieruję się do bazowego namiotu. Książeczki nie mam ze sobą, ale proszę Chatkowego o jakąś karteczkę, ale zanim ją znalazł robi się niezła "pompa". Nim doszedłem do auta- jakieś 150 metrów- zlało mnie do samych majciochów. Nie pomogła najnowsza, ponoć wodoodporna kurtka kupiona za radą Szybkiego Podróżnika. Buty suszyłem jeszcze dwa dni po powrocie do domu, reszta wyschła szybciej.
Wróciliśmy na kwaterę, Ela zrobiła szybki obiad (kuchnia w pełni wyposażona) i wypogodziło się. Wsiedliśmy więc na rowery i pojechaliśmy zwiedzić nowowybudowaną ścieżkę rowerową Velo Klimkówka. Ścieżka ładna, tylko że ślepa.
Na drodze staje osuwisko, którego nie da się przeskoczyć. Podobnie jest od strony Uścia Gorlickiego. Fajna jazda i stop, trzeba zawrócić i jechać z powrotem tą samą drogą. Po drodze mamy gminną plażę z typowymi atrakcjami.