niedziela, 28 maja 2023

Wypad w Pasmo Brzanki



 Wczoraj, tj w sobotę wybraliśmy się na bliską wycieczkę. Bliską, bo Zofia nie mogła z nami pójść, a w planach miałem ciekawą i widokowo ładną wycieczkę z Gruszowca na Ćwilin i zejście do Mszany Dolnej. W związku z tym wybraliśmy się na Brzankę.

Z Burzyna od zabytkowego parku dworskiego szlakiem rowerowym do Bacówki i z powrotem szlakiem żółtym i czarnym do Lubaszowej.


Park dworski w Burzynie: Dwór w Burzynie wybudowano pod koniec XIXw. Do końca II w.ś należał do rodziny Chrząstowskich. Obecnie dzięki rewitalizacji przez tarnowską firmę OFTALDENT Tadeusz Łabno dwór odzyskał dawny blichtr. W Burzynie w okresie miedzywojennym powstała osada Elsowo, jako realizacja idei filozofa Wincentego Lutosławskiego i powstałego z m.in. jego inicjatywy w 1902 Towarzystwa Eleusis. Arcyciekawa historia.


prawdopodobnie Piestrzyca pucharowata

Klara "robi zdjęcia" żóltym znakom

Do miejsca startu dotarliśmy około 9 rano. Dziewczyny zostały i czekały, aż odwiozę samochód na planowaną metę wycieczki pod kościół w Lubaszowej. Najkrótsza droga wskazana przez GoogleMaps okazała się tak "górzysta", że powrót nią zająłby mi nie 15 minut, ale ze cztery razy więcej, chociaż to było tylko nieco ponad 3 km. Wróciłem więc główną drogą, co zajęło mi właśnie te planowane 15 minut. Ale to i tak było zabyt długo, jak na cierpliwość Eli i Klary. Schody zaczęły się nieomal od startu.Tu wszedł Pierwszy Błąd Strategiczny w planowaniu: szlak zaczął się do 2 kilometrowego "asfaltu", a Klara tego nie lubi. Siadała więc na drodze, marudziła, chciała słuchać piosenek i żeby jechać do domu.. Wycieczka zaczęła się nerwowo. Zaczęły pojawiać się pozostałe animozje, np nikt nie wziął batonów?! Po ciężkich bataliach dochodzimy do końca asfaltu. Sytuacja nieco się poprawia, ale nadal daleka jest od radosnego przeżywania górskiej wędrówki. Droga jest szutrowa i nie ma tam miejsca dla korzeni i kamieni, po któych Klara moglaby sobie poskakać.

objawy kryzysu na szlaku


Doczołgujemy się jakoś do szlaku żółtego wiodącego grzbietem, którym w niecałe 30 minut mamy do osiagnięcia Bacówkę . A tam już czekają na nas pierogasy i bigos. Przysiadamy na chwilke na ściętym świerku, zjadamy kabanoska, czekoladową bułeczkę i popijamy kawą.


Mniej więcej na tym odcinku wyszedł na jaw Drugi Błąd Strategiczny: na odtwarzaczu MP3 (kupiliśmy go specyjalnie na takie okazje) nagrałem jakieś "stare badziewia" których Klara już nie słucha. Trzeba było odpalić Cocomelona na YT. O rety, jak mi się oberwało!

Szlakowskaz na rozstaju żóltego zielonego i niebieskiego. Kapliczka MB Tuchowskiej

 W Bacówce sytuację uratowały pierogasy. Klara zjadła dorosłą porcję, w której ledwośmy skosztowali jednego. My z Elą podzieliliśmy się bigosem i knedlami. Wszystkie trzy potrawy oceniamy pod kątem smakowym calkiem wysoko. Ceny wg nas dosyć wysokie, oceńcie sami.



Dodam jeszcze, że nocleg kosztuje 80zł/os za pierwszą noc, za drugą już "tylko" 60. Warunki jak można zobaczyć w Galerii na stronie brzanka.pl są schroniskowe. W Bacówce ruch niewielki, przeważają rowerzyści. I to w wieku raczej dojrzałym.


Rodzinną fotkę robią nam panowie, którzy kręcą pętelkę Tarnów-Tarnów o dlugości... 100km. Na zwykłych rowerach (tzn "nie elektrykach").

kolarze na 100 kilometrowej trasie

Chwilę odpoczywamy, próbując odbijać lotkę badmingtona.

badmington i odpoczywający kolarz w "dojrzałym" wieku

Bacówki (Moskały): określenie stawianych w latach 70. i 80. XX w. małych górskich schronisk turystycznych, zapewniających około 30 miejsc noclegowych na łóżkach.  Koncepcja budowy bacówek została przyjęta w 1974 przez Dyrekcję Zrzeszenia Gospodarki Turystycznej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Warszawie. Koordynatorem projektu został Edward Moskała, inicjator ich powstania i propagator turystyki kwalifikowanej. Projekt i dokumentacja techniczna pierwszej z bacówek została opracowana przez architekta Stanisława Karpiela z Zakopanego. Większość obiektów została wybudowana według tego projektu. (za wikipedia)


Idziemy dalej. Wchodzimy na wieżę, ale raczej z obowiązku niż chęci, bo widoczność słaba, pomimo ładnej pogody.




Wędrujemy dalej jakoś bez większych trudności, chociaż widać po Klarze, że jest zmęczona. Idzimy już kilka godzin i ma w nóżkach kilka kilometrów. Zaczyna narzekać że "coś ją swędzi" w lewą stopę, na podeszwie.. Zdejmujemy więc buty i skarpety, ale niczego niepokojącego nie widzimy.

I nagle wychodzi Trzeci Błąd Strategiczny: w butach nie ma żadnej wkładki, goła podeszwa. Na drugi dzień odkrywamy w tym miejscu zdymkę. Nie zajrzałem do środka do butów, dałem Klarze i kazalem ubrać, więc ubrała- bez wkładki. Bo wkładkę ma ortopedyczną i wymienną i miała 

ją wsadzoną w innym bucie. Ale wtedy o tym, że robi się jej zdymka jeszcze nie wiedzieliśmy. Natomiast mieliśmy świadomość, że może się jej faktycznie źle iść. 

krzyż na polanie Morgi

Idąc czarnym szlakiem mijamy ośrodek rekolekcyjny Redemtorystów. Tam wchodzimy na asfalt i decydujemy że zejdę szybciej i podjadę po dziewczyny samochodem, Tak też robię, aczkolwiek okazuje się że droga którą schodzimy do Lubaszowej jest nie przejzdna dla samochodów i muszę jechać naokoło, właśnie przez Redemptorystów.


końcowy opór na trasie (już zejściowej do Lubaszowej)

Wszystko jednak kończy się pomyślnie, tzn Klara zasypia momentalnie i nie myta śpi do rana. Rano za to wstała o 5 rano, a o 6:15 siedziała już w wannie.


środa, 3 maja 2023

Objazdowa wycieczka samochodowa po Pogórzu Dynowskim i Strzyżowskim

Wczoraj zrobiliśmy sobie objazdową wycieczkę samochodową  po Pogórzu Dynowskim i  Strzyżowskim. Zrobiliśmy tak z uwagi na to, że dzień wcześniej byliśmy na pieszo w górach i to nie pozostało bez śladu w naszych mięśniach- zwłaszcza u dziewczyn. Ponieważ z Zośką zdobywamy odznakę Łowcy  Wież Widokowych i obecnie w grupie Karpaty zdobywamy już najwyższy stopień platynowy, aby go uzyskać musimy zaliczyć 15 kolejnych wież. W naszej okolicy powstały co prawda nowe (np. na Szkiełku koło Łącka), ale i tak jest ich za mało, więc musimy sięgać po te coraz odleglejsze. Już na 2022 miałem w planie tę objazdówkę, która zebrała by pięć kolejnych wież w okolicy Dynowa i Strzyżowa. Dynów i Strzyżów to miejscowości od nazw których wzięły swoje nazwy dwa regiony na Pogórzu Karpackim, a więc Pogórze Dynowskie i Pogórze Strzyżowskie. Oba leżą na Podkarpaciu, to pierwsze na południe od Rzeszowa, to drugie na południe od Dębicy. Ponieważ prognoza pogody ostrzegała wszystkich chętnych na wyjazdu o nadciągających na 2 maja deszczu, więc postanowiliśmy zrobić tę wycieczkę właśnie teraz.

 

1.       1. Wieża widokowa we wsi  Malawa, 113 kilometr

 Na wschód od Rzeszowa leży wieś Malawa. Za wsią na wzgórzu Maria Magdalena 393 m npm wybudowano mały ośrodek rekreacyjny dla mieszkańców z wieżą widokową. Obok znajduje się kościół filialny p.w. św. Marii Magdaleny. Pierwsze wzmianki o istnieniu w tym miejscu kościoła pochodzą z roku 1625. Obecna świątynia została wzniesiona w 1712 roku. Niestety podczas naszej obecności zamknięta była „na głucho”, a szkoda!

 




      2. Dynów- stacja Przeworskiej Kolei Wąskotorowej, 143 kilometr

 Pod koniec XIX wieku wybudowano kolej wąskotorową z Przeworska do Dynowa gł. w celu transportu buraków cukrowych dla przeworskiej cukrowni. Szlak kolejowy wiedzie doliną rzeki Mleczki pośród wzgórz Pogórza Dynowskiego. Prowadzi przez 602 metrowy tunel w m. Szklary. Kursuje w sezonie letnim jako atrakcja turystyczna p.n „Pogórzanin”

 




3.      3. Dynów- Kaniowiec, 144 kilometr

 Na szczycie wzniesienia Kaniowiec (347 m npm) postawiono wieżę widokową. Jak ukazują zdjęcia z przed kilku lat teren wokół był zagospodarowany a widok znacznie rozleglejszy niż obecnie. Dziś to miejsce raczej wygląda na zapomniane przez włodarzy Dynowa. Widoki ograniczają młodniki, które rozrastają się wkoło wieży

 


 

4.       4. Dynów- rynek, 146 kilometr

 Do Dynowa musieliśmy wpaść na lody i kawę. Zdecydowanie dobrze trafiliśmy. Lodziarnia w rynku „Lodowa Pokusa” zdecydowanie zgodnie z jej nazwą przoduje w produkcji dobrych lodów nad produkcją dobrej kawy. Dynów to prastara Piastowska miejscowość o prawach miejskich z XV wieku. Liczne zabytki w tym kościół p.w. Św. Wawrzyńca z 1462 roku, przebudowany w 1604 na murowany z zachowaniem pierwotnej bryły.





5.       5. Platforma obserwacyjna w rezerwacie Mójka, 162 kilometr

 Kolejną wieżą będącą w wykazie wież i punktów widokowych do zdobycia odznaki jest platforma widokowa na łąkę potoku Piątkowa w rezerwacie Mójka w powiecie błażowskim. Rezerwat florystyczny. My przeszliśmy jego 1/3 wzdłuż potoku z lasem grądowym i rozlewiskami. Platforma spokojnie może służyć obserwacji przyrody, ale na pewno nie w majowy weekend i to w godzinach popołudniowych.

 


6.       6. Plac zabaw i platforma widokowa w Błażowej, 166 kilometr

 Tego miejsca nie ma w wykazie, ale jadąc wpadł nam w oko i przejechawszy to miejsce zawróciliśmy. Uwagę naszą przykuł plac zabaw i duża wiata, a ponieważ był czas obiadu, zatrzymaliśmy sięi zjedli obiad z termosów. Widoki dosyć takie sobie, ale tylko 180o.

 


     7. Wieża widokowa w Różance, 216 kilometr

 Obok wieży stoi młyn wiatrowy zbudowany przez Wojciech Szaro w 1947 roku. Nie zwiedzaliśmy go, bo… było późno i wszystkie dziewczyny chciały już być w domu, owinąć się kocykiem i dać sobie spokój. Ja z kolei nieco przegapiłem- tak to trzeba ująć. Widok ładny, ale nie powala.

 





I to był ostatni punkt naszej wyprawy o Pogórzu Karpackim w jego wschodniej odslonie.


wtorek, 2 maja 2023

Wycieczka druga- Ciecień

 
Pierwszego maja wybraliśmy się znowu w Beskid Wyspowy, Tym razem to Ela wyszukała Ciecienia.

Gdzieś w internecie znalazła relację kogoś, kto podobnie jak my chodzi z dziećmi i nie wypuszcza się zbyt daleko od Krakowa, czyli mają takie same jak my wnioski z wędrówek z dziećmi.
od lewej: Ostrysz i Glichowiec

Pasmo Lubomira i Łysicy, oraz Kamiennik

Przejście pasma Ciecienia wzdłuż napawało jednak obawami. Dosyć duże deniwelacje (>460 m), oraz odległość (>10km), to dla nas pestka, ale dla Klary to już wyczyn. Chociaż na poprzedniej wycieczce dała sobie spokojnie radę, czyli ryzykujemy??
- Tak!
- No to jedziemy.
Plan jest taki, żeby dojechać do wsi Wiśniowa, a potem zawieźć samochód na punkt końcowy, czyli do Poznachowic  Górnych gdzie szlak niebieski schodzi z Grodziska. Tak robimy. Dziewczyny wysadzam na parkingu przy cmentarzu w Wiśniowej i od razu po przebutowaniu (czyli zmianie obuwia) idą na szlak- zielony. Ja zabieram samochód i jadę na punkt końcowy, jakieś 6 kilometrów. Tak robimy, ale operacja zajmuje mi znacznie więcej czasu, niż poprzednio analogiczna  w Rajbrocie, i na parkingu melduję się grubo pół godziny po ich wyjściu. Jak tylko zaczynam start, dostaję telefon, że one już wchodzą w las i mają nade mną dużą przewagę. No i oczywiście sakramentalne: „coś tak długo tam robił!!”.
 





Zasuwam więc bez oglądania się na widoki. Próbuję kręcić coś, ale telefonem „z ręki” wychodzi  mi to raczej słabo (Ela zabrała mój sprzęt do filmowania, została mi tylko komórka). Po drodze mijam kilka par z pieskami. Czy to jakiś pieski szlak? Czy też na górze jest jakiś psi konkurs? Nic jednak nie wskazuje ani na jedno, ani na drugie. Po prostu tak się złożyło.
Swoje trzy dziewczyny doganiam tuż za najstromszymi podejściami i wspólnie dochodzimy na szczyt Ciecienia, Po drodze spotykamy jeszcze kilka psich wycieczek. Coś tu jednak musi być, że tych psów tak tu dużo łazi!
 
Ciecień- (829m npm)- jak podaje p. A. Matuszczyk w swoim przewodniku „Beskid Wyspowy” to całkowicie zalesiony  szczyt tworzący wraz z sąsiednią Księżą Górą i Grodziskiem (619 m npm) długi i nietypowy, jak dla  Beskidu Wyspowego grzbiet pomiędzy dolinami Stradomki i Krzyworzeczki. Nietypowy bo południkowy.  W sylwetce Ciecienia widzianej od północy i od południa zaznaczają się wyraźnie dwa nierówne szczyty, oddzielone charakterystycznym wcięciem. Istnieje przypuszczenie, że nazwa góry może pochodzić od słowa  „ciąć”, „cięty”.
 
 
Pod wierzchołkiem jakieś 200 metrów w kierunku południowym jest polana z pięknym widokiem w kierunku Babiej Góry. Na polanie jest rozłożona płachta orientacyjna dla paralotniarzy. Chyba to miejsce utrzymywane jest przez nich w takim odkrytym stanie, żeby mogli mieć tu miejsce dla swoich startów. Jest też rękaw lotniczy, tylko trochę stargany przez wiatr. Sprawdziłem w internecie i faktycznie, miejsce to nie jest startowiskiem w sensie prawnym, lecz  jest  „miejscem nadającym się do wykonania startu nożnego przy użyciu paralotni lub lotni.” Więcej o tym możecie przeczytać na stronie SPBW, czyli Stowarzyszeniu Paralotniarzy Beskidu Wyspowego tutaj
 

od lewej: Lubogoszcz, bliżej Wierzbanowska Góra, głębiej Luboń Wlk, Szczebel, Luboń Mł, Babia Góra, Zębalowa, stoki Lubomira

od pierwszego planu: stoki Wierzbanowskiej Góry, Strzałbowska Góra, Bydłoniowa, Kiczora, Zębalowa, Babia Góra


Sporo ludzi dziś tutaj dotarło. Dużo z dzieci w różnym wieku, kilka psów i dwa drony. Pierwotnie tutaj chcieliśmy wnieść kiełbasę i węgiel  w chwalebnym celu „zgrilowania” śląskiej, ale na szczęście odstąpiliśmy od tego zamiaru. „Śląska” czeka na swój czas w samochodzie.
 
Jak dotąd Klara szla rewelacyjnie, Ponoć nawet jak mnie jeszcze nie było, to darła do przodu, aż jej skry szły z podeszw. Jak tylko do nich dołączyłem, coś się trochę w niej zacięło i trochę marudziła, ale dało się ją łatwo przekonać do dalszego marszu. Natomiast już po odpoczynku i posileniu się pomidorową z makaronem, coś ją siły lub chęci opadły. Daliśmy jej słuchawki na uszy i puściliśmy via bluetooth piosenki. Coś jednak nie za bardzo to wszystko razem stabilnie działało i pojawiły się problemy techniczne, które nie wpływały na pozytywny nastrój w rodzinie- oględnie mówiąc.              Zośka wydarła do przodu, po tym jak się na nią nieco wydarłem- całkiem zresztą bez sensu- gdy próbowała opanować ten sprzęt. Odtąd wędrówka stała się trudna i mozolna, całkowicie w zasadzie pozbawiona dla nas walorów estetyczno- rekreacyjnych.
 
Grodzisko (619 m npm)- wybitny zalesiony wierzchołek na wschód od doliny Krzyworzeczki. Stanowi północne zakończenie grzbietu Ciecienia. Potwierdzono badaniami archeologicznymi istnienie tutaj grodu z epoki kultury łużyckiej, początkujący rozwój grodu szczyrzyckiego.  Ślady fortyfikacji w postaci wałów ziemnych są widoczne do dziś dla zupełnego laika w tych tematach. Na szczycie znajduje się symboliczny grób partyzantów AK z obwody myślenickiego, poległych w 1944 w walkach z Niemcami.
 
 
Z Grodziska jednak Klara już samodzielnie zejść nie chciała. Widać było po niej, że ma dosyć już tego chodzenia. Cóż było robić, wziąłem ją „na barana” i zeszliśmy do drogi asfaltowej. Pod koniec tego schodzenia, zdjąłem ją z pleców i dokończyła schodzenie samodzielnie, bo już nie dawałem rady. Ciężka przecież już jest jak do noszenia na karku.
 
Nie bez pewnych śmiesznych epizodzików  dotarliśmy do samochodu i zjechaliśmy do Wiśniowej po rower. Klara ledwo usiadła w samochodzie, od razu zasnęła, więc nie było sensu budzić ją na zjedzenie „zgrilowanej” śląskiej. Postanowiliśmy zajechać na dobrze nam znany leśny teren wypoczynkowy Lasów Wierzchosławickich na Dwudniakach licząc że będzie tam jeszcze aktywne jakieś ognisko. I faktycznie, ognisko płąnęło lichym ogniem, ale wystarczającym by usmażyć śląską bez konieczności rozpalania grilka. Także „śląska„ uniknąwszy losu grillowania, nie oparła się jednak kulinarnej termicznej obróbce.
 
I to byłoby na tyle. Filmik będzie „się robił”, ale nie zdeklaruję się na kiedy będzie gotowy.