poniedziałek, 6 listopada 2023

Kilka dni w Świnnej Porębie



Dzień Pierwszy, czwartek 2 listopada.



2 i 3 listopada Klara miała zarządzone Dni Dyrektorskie w szkole i w związku z tym zapadła decyzja w Radzie Starszych o wyjeździe gdzieś w plener. Ponieważ niestety Zofia nie miała w tym czasie wolnego od zajęć w szkole, Rada podjęła uchwałę, że jedziemy bez niej. Ku Jej nieopisanej radości!!


Ponieważ Wody Polskie posiadają w dorzeczu Górnej Wisły kilka pokoi gościnnych, wybór Rady padł na pokoje w Świnnej Porębie koło Wadowic. Niedawno oddano tam do użytku nowy zbiornik wodny na Skawie i w budynku kierownictwa zbiornika znajdują się wzmiankowane pokoje. Budynek znajduje się pod zaporą w dolinie Skawy. Jest to najnowszy z obiektów w RZGW Kraków.
budynek kierownictwa zbiornika i pokoje gościnne

Dojechaliśmy na miejsce we czwartek około południa. Po otrzymaniu kluczy do mieszkania, pojechaliśmy zrobić jakieś zakupy i na obiad. W pobliżu jest piękny obiekt wyremontowany ze starego, zabytkowego młyna przerobionego na restaurację, hotel ze SPA i takie tam ultranowoczesne wytwory dla nowobogackich funkcjonujące pod nazwą "Młyn Jacka". Jeszcze za czasów mojej pracy w Skanska mieliśmy tam raz laboratoryjną wigilię, stąd zarekomendowałem Radzie, aby tam zjeść inauguracyjny nasz pobyt obiad. Rada jednak po zapoznaniu się on-line z cenami wniosek odrzuciła. Pozostał nam "Czartak", obiekt rodem i wyglądem z głębokiego socrealizmu. "Czartak" jednak obecnie produkuje wyłącznie mrożone pierogi- chyba konkurencja z "Młynem Jacka" nie wyszła mu na dobre.

Zawróciliśmy i pojechaliśmy do Zembrzyc. Brakowało nam z listy zakupów jeszcze jajek i chcieliśmy je tam uzupełnić, a wrócić drugą stroną zbiornika, bardzo efektowną nową drogą wzdłuż brzegów jeziora. Liczyłem, że w Zembrzycach będzie gdzie coś zjeść. Było, ale wyłącznie na wynos. Wzięliśmy więc trzy porcje i pojechaliśmy na zwiedzanie jeziora.

widok na jezioro wzdłuż doliny Skawy


most kolejowy nad jeziorem

Po obiedzie, już na kwaterze, okazało się, że nie działa telewizor. Ratunku! Katastrofa!

Nie ma jednak tego złego...., na korytarzu do dyspozycji gości było kilka "planszówek" i puzzli. To uratował moją lichą skórę. Dziewczyny zajęły się puzzlami (a nie było to łatwe, bo zdjęcie na pudełku nie do końca odpowiadało zdjęciu do ułożenia). Ja mogłem sobie więc wyjść na zewnątrz i wypróbować nowy aparat.

Tuż obok znajduje się ośrodek zarybieniowy- ponoć jeden z najnowocześniejszych w kraju i nad stawami gromadzą się licznie ptaki rybożerne: czaple siwe, mewy i rybitwy. Zaobserwowałem także na niebie szybujące stado kormoranów.


stado kormoranów

ośrodek zarybieniowy

Czapla siwa czekająca na okazję by coś upolować



Dzień Drugi, piątek 3 listopada.

Prognozy pogody na dziś zapowiadały pogodę zmienną (czyt: dynamiczną) z przewagą opadów i silnych wiatrów. Planowaną wycieczkę w góry odłożyliśmy na jutro, a dziś wybraliśmy się do Wadowic- wiadomo do muzeum Jana Pawła II, do Kalwarii Zebrzydowskiej i do Lanckorony.



Bazylika mniejsza w Wadowicach





makieta bazyliki i domu rodzinnego Karola

w kawiarni Galicjanka

Muzeum w Wadowicach rewelacja. Polecamy każdemu. Multimedialna bogata ekspozycja, dom rodzinny Karola zaadoptowany do celów ekspozycyjnych w nowoczesny i przemyślany sposób.















W Kalwarii odwiedziliśmy bazylikę i Kościół Ukrzyżowania na dróżkach kalwaryjskich. Nie chodziliśmy więcej po dróżkach, bo padał deszcz. Dróżki są Maryjne i Jezusowe, łącznie liczą kilkanaście kilometrów. Żeby je przejść trzeba chyba całego dnia, albo i więcej.




W Lanckoronie byłem kilka lat temu. Wieś - siedziba gminy- słynie z zabytkowej, drewnianej zabudowy z końca XIX wieku. Postanowiłem przywieźć tutaj swoich i im pokazać tę piękną miejscowość. Ze względu na pogodę- szczęście bo zazwyczaj jest tu pełno ludzi- ograniczyliśmy się tylko do obejścia rynku dookoła, oraz zahaczyliśmy o kawiarnię Pensjonat. W kawiarni, jak to w kawiarni podają też pomidorówkę, którą Klara zjadła ze smakiem, po czym pognała za kotem i .....tyle go widziano.

Cafe Pensjonat

zabytkowa chata w Lanckorońskim rynku

z takich oto podcieni słynie tutejsza architektura



Dzień Trzeci, sobota 5 listopada

No, w końcu prognozy są radosne, chociaż chłodne w swoich przekazach. Możemy pójść na zaplanowaną wycieczkę. Z Rzyk na Leskowiec i do schroniska "Pod Leskowcem".



Do Rzyk-Jagódek docieramy około 9 rano a i tak zajmujemy na darmowym, leśnym parkingu ostatnie miejsce. Chociaż inne dostępne miejsca parkingowe- już mniej darmowe- są puste (po powrocie wszystko będzie wypełnione po przysłowiowe "brzegi"). Szlak (czarny) wiedzie stąd najkrótszym podejściem na grzbiet Beskidu Małego niemalże na sam szczyt Leskowca 922 m npm. Szlak wiedzie bukowym lasem wyjątkowo pięknym o tej porze roku, zwłaszcza, że tegoroczna jesień jest długa i na drzewach mamy sporo nie opadłych, a czasem wręcz jeszcze zielonych liści. Wędrówka z Klarą jak zwykle wymaga sporych pokładów cierpliwości, a tak czasem osiągam ich spąg (czyli dno).

początek szlaku

nauka chodzenia po górach stosując długie,
 powolne kroki na podejściu

wygłupy na grani

widoki ze szlaku


Ze szczytu rozciąga się imponująca panorama na wschodnią stronę, na cztery pasma Beskidów: Żywiecki z Babią i Policą, Gorce z Turbaczem , Kudłoniem i Gorcem, Wyspowy z Mogielicą i Makowski z Lubomirem daleko hen na horyzoncie.

Polica i Babia Góra

a w obniżeniu pomiędzy nimi widać... Tatry


Schronisko trochę zawodzi swoim wyposażeniem, szczególnie WC-tem. Jadalnia też skromna, dużo ludzi woli ławy rozstawione na zewnątrz, a pogoda sprzyja. Są dzieci, emeryci, rowerzyści i górscy biegacze (motocykliści będą w niższych partiach, gdzie łatwiej i całkowicie bezkarnie można rozjeżdżać leśne ścieżki i dróżki), turyści i spacerowicze.

niemalże 100 letnie schronisko "Pod Leskowcem" i jego otoczenie


Zjadamy ciepłe drugie śniadanie, korzystamy bez przyjemności z WC, napawamy się panoramą i schodzimy niebieskim szlakiem w kierunku Gancarza. Nie dochodzimy jednak na tę górę, bo z przełączy Pod Gancarzem odbijamy na szlak św. Jakuba i nim schodzimy- pod koniec bardzo stromo- w dolinę potoku Wieprzówka, do osiedla Jagódki w Rzykach, skąd rozpoczęliśmy naszą wycieczkę


I tą wycieczką Klara zbobywa złotą odznakę "Sprawny na szlaku"

listopadowy las

ostatni rzut oka na szczyt Leskowca



Dzień Czwarty, niedziela 6 listopada,

O siódmej śniadanie jest już gotowe. Chciałem wyciągnąć moich na ósmą na mszę, ale się nie udało. mam więc na tyle dużo czasu, że biorę kijki i idę na spacer zaplanowaną wcześniej trasą. Kupiliśmy sobie z Elą zegarki sportowe marki Suunto i jesteśmy w trakcie ich testowania. W ramach tego testowania wgrałem sobie trasę i zamierzam sprawdzić jak też zegarek będzie nie po tej trasie prowadził. Czterokilometrową trasę- stromo, nachylenie 14%- przebyłem w 48 minut. Nie wyrobiłem sobie opinii na temat prowadzenia po trasie, natomiast wyrobiłem sobie opinię o liczeniu kroków przez ten zegarek. Raczej słabo.





Po mszy pakujemy się, sprzątamy mieszkanie, zdaję klucze i na 14 jesteśmy w Tarnowie u babci Ireny na obiedzie. Tam spotykamy szczęśliwą Zofię.






K O N I E C












niedziela, 15 października 2023

Jesienna wycieczka w Pieniny

 Bardzo dawno nie byliśmy w górach na żadnej wycieczce. Piękny wrzesień przenicował się nam przez palce z powodu choroby Klary. Dwa piękne weekendy z powodu antybiotyków przepadły. Pozostałe były brzydkie. Tak bywało, że w tygodniu dni  były ciepłe, nawet jak na wrzesień, ale gdy nadchodził weekend pogoda zmieniała się o 180 stopni. Dopiero końcówka ubiegłego tygodnia odmieniła tę tendencję.


 
Długo
szukaliśmy odpowiedniej trasy. Ela w końcu poszukała podpowiedzi w internecie i zdecydowaliśmy się na trasę na Trzy Korony klasycznie z Krościenka żółtym szlakiem. Liczyliśmy na podejścia obfitujące w kamienie i korzenie. 
Początkowo szlak biegnie stosunkowo wygodną drogą, chyba nowo wybudowaną. Równa nawierzchnia ubezpieczona przed rozmywaniem przez spływającą wodę deszczową nie spełniała oczekiwanych wymogów. Na szczęście większych problemów z wędrówką nie było. Wystarczyło trzymać Klarę za obie ręce i śpiewać piosenki lub recytować wierszyki. 

początek szlaku na ulicy Trzy Korony


Polana Wyrobek

Limierzyki


Ku naszemu zdziwieniu na szlaku było całkiem sporo ludzi, chociaż wybraliśmy się w piątek. A to z tej racji, że Klara miała wolny dzień w szkole (Zofia też miała wolne, ale ostatnio coś kaszle i nie czuje się zdrowa). 

Na przełęczy Szopka (Chwała Bogu) większość ławeczek była zajęta, ale znaleźliśmy wolny kawałek, aby zjeść drugie śniadanie. Po krótkim "popasie" poszliśmy dalej w kierunku Trzech Koron, zmieniając kolor szlaku na niebieski. Liczyliśmy się z tym, że na platformę widokową na Okrąglicy może być spora kolejka chętnych. Na szczęście kolejka była, ale nie spora. Zdecydowanie więcej ludzi siedziało sobie na ławeczkach, nie wiadomo czy nastrajali się na wejście, czy schładzali emocje po zejściu z platformy.
Klara przybiła sobie w Książeczce pieczątkę poświadczając swoją obecność. Jeszcze jedna wycieczka i będziemy starali się o złoty stopień odznaki "Sprawny na szlaku". 
 

Krościenko na tle Dzwonkówki


przełęcz Chwała Bogu (Szopka)



Platforma
wypełniona była po brzegi. Widoczność była ograniczona i Tatr nie było widać, całkowicie spowite były chmurami. Szybki ogląd panoramy i schodzimy, bo kolejni spragnieni widoków napierają od tyłu.

potwierdzanie odbytej wycieczki

na Okrąglicy








Nie schodzimy jednak tą samą drogą tylko kontynuujemy wędrówkę szlakiem niebieskim (długodystansowy relacji Tarnów- Wielki Rogacz) do Pienińskiego zamku. Tam poświęcamy chwilę na zwiedzanie ruin i idziemy dalej do znanego już nam szlaku żółtego. Ten odcinek jest jednak trudniejszy: wąsko, błotniście, ślisko, Klara jest już zmęczona i wędrówka staje się uciążliwa. Klara coraz częściej zatrzymuje się i kuca, a to oznacza, że bolą ją nogi i nie znajduje już odpowiedniej motywacji do dalszego marszu. Nie pomaga roztaczana przez mamę wizja ruskich pierogów w karczmie w Krościenku. Nie pomaga też ostrzeżenie, że jak się nie pospieszymy to ci wszyscy ludzie, którzy nas mijają zjedzą nam wszystkie pierogi. Piosenki z Cocomelona też działają w ograniczonym zakresie. Dopiero wędrujący piesek na smyczy generuje stosowne pokłady motywacji i jak się okazuje, nogi wcale jej tak bardzo nie bolą, jakby się to jeszcze chwilę wcześniej wydawało. A jak dostała smycz do ręki no to ledwośmy za nią nadążali. Niestety do czasu jednak, bo piesek szybciutko dreptał swoimi krótkimi nóżkami i na dłuższym dystansie Klara nie mogła za nim nadążyć, więc mili państwo z pieskiem wyprzedzili nas na szlaku i na trwale zniknęli za kolejnym zakrętem. Wróciły zapomniane na chwilę "demony". Na szczęście jakoś udało się nam doturlać do Krościenka i wylądować w Karczmie Dunajec na tych wymarzonych pierogach.

w dolinie Pienińskiego potoku

szlakowskaz na polanie Kosarzyska



czwartek, 7 września 2023

wtorek, 29 sierpnia 2023

sobota, 29 lipca 2023

Wakacje cz. 2- wycieczki rowerowe

 Odbyliśmy dwie rodzinne wycieczki rowerowe. Klara wciąż w foteliku. To sprawia, że jadę w nią wolniej i ostrożniej, bo jest już na tyle ciężka, że boję się, żeby na wybojach lub innych nierównościach nie gibnęło fotelikiem na tyle mocno, żeby mogło to uszkodzić mocowanie. Po za tym te jej dodatkowe 18 kilogramów nie dodaje mi skrzydeł. Ale jeszcze tym razem daliśmy radę. Wspólnie.

 

1. Wycieczka polderem północnym w PN Ujście Warty.

Polder to obszar okresowo zalewany wodą. Od końca XVIII wieku rozpoczęto osuszanie bagien i mokradeł w delcie Warty i Postomi.Wykonano szereg instalacji melioracyjnych i generalnie deltę podzielono na trzy obszary: obszar w międzywalu i poldery: północny i południowy. 

Założenie jest takie, że poldery są mocno zmeliorowane i ma z tych obszarów woda po roztopach zimowych szybciej spływać niż z międzywala. No i to wytworzyło ogromne obszary łąkowe wykorzystywane rolniczo, stanowiąc bogactwo ówczesnej tamtejszej ludności. Jeżeli w Warcie, (czyli w międzywalu) poziom wody był wyższy niż na polderach, wówczas wodę z kanałów polderowych przepompowywano do Warty. Jeżeli natomiast poziom wody w Warcie był niższy, wówczas wody z polderów spływały grawitacyjnie poprzez tzw. wrota powodziowe ("powodziowe”, dlatego, że w trakcie powodzi były one zamykane uniemożliwiając wodzie z Warty wtargnięcia na poldery).

 Trasa oznakowana i nazwana "Na dwóch kółkach polderem północnym" zaczynała się niedaleko naszej kwatery. Wystartowaliśmy więc "od progu" i początkowo jechaliśmy nieco piaszczystą drogą po koronie wału przeciwpowodziowego. Po dwóch kilometrach dopadł nas przelotny deszcze, ale na tyle obfity i szybki, że zanim wyjęliśmy kurtki, to byliśmy mokrzy. Schowaliśmy się pod rosnące pod wałem rozłożyste wierzby i tam przeczekaliśmy opad. Klara się przestraszyła nie na żarty i koniecznie chciała wracać do domu. Sprawdziliśmy warunki na burzowo.pl i nie było tam widać kolejnych naciągających nawałnic, więc jakimś sposobem Ela przekonała Klarę do dalszej jazdy. Nic podobnego już później nie miało miejsca, za to zrobiło się gorąco- jak to na łąkach. Łąki są koszone i wypasane, więc co jakiś czas albo mijaliśmy stada krów, albo nas mijał jakiś ciągnik rolniczy. Upał łagodził wiatr, który cały czas wiał... prosto w twarz. Ale dobrze, że był, bo inaczej znowu bym dostał "zjebkę", podobnie jak za te piaszczyste drogi. Dotarliśmy do Kostrzyna i po zjedzeniu obiadu wróciliśmy na kwaterę pociągiem.

2. Wycieczka Doliną Bobru Jelenia Góra- Pilchowice.


W tej części Bobru w latach 20 ubiegłego wieku Niemcy wykonali kawał dobrej hydrotechnicznej roboty. Na kilkukilometrowym, górskim odcinku Bobru wybudowano 7 elektrowni wodnych. Cztery z nich (Bobrowice III i IV, Bobrowice II i Pilchowice II) na kanałach energetycznych skracających naturalne meandry rzeki, i trzy przy klasycznych zaporach spiętrzających (Bobrowice I na jeziorze Modrym, Wrzeszczyn na jeziorze Wrzeszczyńskim i Pilchowice I na jeziorze Pilchowickim). Pierwszy odcinek z Jeleniej Góry do Siedlęcina wiedzie Borowym Jarem. W tym miejscu rzeka przełamuje się przez wzgórza niczym Dunajec przez Pieniny. Strome stoki obfitują z ostańce skalne. Ścieżka poprowadzona miejscami odważnie, ale bezpiecznie, stanowi miejsce licznie odwiedzane przez mieszkańców Jeleniej Góry. Nad jeziorem Modrym na skalnym urwisku stoi Gościniec Perła Zachodu. Wpadamy tam na kawę i lody. Przepiękne miejsce.


Dojeżdżamy do Siedlęcina i widzę wieżę, którą gdzieś już widziałem. Aaaa, tak na YT na kanale "Wędrowne motyle", to bardzo duża atrakcja historyczna. Musimy ją zwiedzić To Książęca Wieża Mieszkalna z XIV wieku. Znana z jedynych na świecie średniowiecznych malowideł naściennych o sir Lancelocie z Jeziora. Ze wszech miar rzecz godna polecenia. W jednej z sal pokazywane są filmy o historii i ciekawostkach związanych z tym obiektem. Warto usiąść i chwilę posłuchać.

Z Siedlęcina szlak nie był już tak śmiało poprowadzony jak w Borowym Jarze. Biegł leśną ścieżką tuż nad taflą jeziora Wrzeszczyńskiego. Ścieżka usiana wystającymi korzeniami sosen bardzo utrudniała nam jazdę, tak, że znaczną jej część musieliśmy wraz z Klarą pokonywać pchając rower- Tzn. ja pchałem, a Klara siedziała w foteliku. Gdy dojechaliśmy do zapory tworzącej jezioro szlak przechodził na drugą stronę rzeki po koronie zapory. Było super-ekstra, bo korona nie stanowi trasy dostępnej jak np. w Czorsztynie, tylko jest to przejście technologiczne zarezerwowane dla obsługi, ale z jakichś powodów użytkownik elektrowni zgodził się na to, by turyści korzystali z jego obiektu przechodząc z prawego na lewy brzeg Bobru.

Kolejny odcinek, trzeci, odbijał od rzeki, bo był za trudny do przeprowadzenia tam trasy rowerowej. Od Wrzeszczyna do Pilchowice wzdłuż Bobru biegną szlaki piesze (żółty, niebieski i zielony), natomiast szlak rowerowy E-6 odbija na zachód i przez Barcinek, przełom Kamienicy i wzgórze Iwanica (stromo było, że znowu trzeba było pchać rowery) zmierza w kierunku Pokrzywnicy nieosiągające tej wsi, bo wcześniej skręca w boczną drogę wiodącą wprost na perłę w koronie, czyli na zaporę jeziora Pilchowickiego.

Zapora ma 110 lat, ale robi wrażenie. Jak cholera zbudowali w dziesieć lat taki duży obiekt hydrotechniczny w tak trudnym terenie!! Podobno do budowy sprowadzono fachowców z północnych Włoch i Szwajcarii. Jest to druga pod względem wielkości zapora łukowa z Polsce (po Solinie) wysokość 62 metry, długość w koronie 290 metrów, a stopie 140, szerokość u podstawy 50m. W chwili oddania była największą tego typu zaporą w Europie.

W karczmie nad Zaporą jemy po zupie: każdy inną i wracamy drogą wzdłuż nieczynnej linii kolejowej Żagań- Jelenia Góra ze słynnym mostem kratowym na jeziorem, który o mało, co nie skończył swego żywota, jako jeden z epizodów z życia Jamesa Bonda.

Do Jeleniej Góry wracamy lokalnymi, aczkolwiek ruchliwymi drogami asfaltowymi.



środa, 26 lipca 2023

Wakacje cz.1- wycieczki piesze

 Dwa tygodnie wczasów. Pomyśli ktoś, że to strasznie długo i w tym czasie można zrobić z 10 wycieczek, albo i więcej. Pewnie że tak, ale po co? Czy każdy z Rodziny chce i może wypoczywać intensywnie? A jak ktoś wypoczywa "leżąc bykiem" przez TV, to w czasie letniej kanikuły należy go tej przyjemności pozbawiać? Chyba nie, aczkolwiek należy próbować. Moje tegoroczne próby zaowocowały trzema pieszymi wycieczkami. Oto streszczenie:


1. Wycieczka w Lubuskiem w Parku Narodowym Ujście Warty.

Jako trasę wybrałem "szlak dzięcioła" z Lemierzyc do Słońska wzdłuż rzeki Postomia przez dwa rezerwaty "Lemierzyce" i "Szlak Postomii" Postomia to mała rzeczka równoległą do Warty i tworząca wraz z nią ujściowe do Odry rozlewiska. Od południa znajduje się stroma skarpa dzięki której zachował się tam las, a wszędzie dookoła dominują bagna i łąki. Ścieżka biegnie skrajem lasu nieopodal Postomii, a na drugim jej brzegu są kośne łąki.


Szlak był trudny, miejscami zarośnięty trawą. Były komary i kleszcze. Zofia załapała ich aż osiem.

Po ukończeniu wycieczki poszliśmy do pawilonu edukacyjnego PN Ujście Warty na arcy-ciekawą wystawę multimedialną.


2. Wycieczka do schroniska Samotnia i Strzecha Akademicka 

Gdy zakończyliśmy pobytu w Lubuskiem, przerzucilismy się w Karkonosze do podjelenigórskiej miejscowości Podgórzyn. W poniedziałek podjechaliśmy do Karpacza pod Wang i stamtąd klasykiem rodzinnym (co było widać na szlaku) niebieskim szlakiem doszliśmy do schroniska Samotnia a następnie do Strzechy Akademickiej. Powrót żółtym szlakiem do Karpacza Białego Jaru. Dlaczego szlak ten nazywam "klasykiem rodzinnym", ano dlatego, że trasę tą poleca się z sieci właśnie dla wędrówek z dziećmi. Szlak wiedzie brukowaną drogą (można wjechać z wózkiem).


 

3. Zamek Chojnik, Sołtysia góra i zamek Ks. Henryka

W najbliższej okolicy mieliśmy trzy wieże widokowe. Pierwsza na zamku Chojnik niedaleko Sobieszowa- dzielnicy Jeleniej Góry, druga w Cieplicach na Sołtysiej górze i trzecia na wprost naszego domku na górze Grodna nad zalewem Sosnówka.

Najdłuższą z wycieczek odbyliśmy na Chojnik

Zamek Chojnikzabytkowy zamek usytuowany nieopodal Jeleniej Góry-Sobieszowa, na szczycie góry Chojnik w Karkonoszach. Góra ta wznosi się na wysokość 627 metrów n.p.m., a od jej południowo-wschodniej strony znajduje się 150-metrowe urwisko opadające do tzw. Piekielnej Doliny. Warownia znajduje się na terenie obszaru ochrony ścisłej, który jest częścią Karkonoskiego Parku NarodowegoZamek murowany został wzniesiony w latach 50. XIV wieku. Pierwsza pisemna wzmianka o zamku pochodzi z 1364 r. 9 września 1399 roku starosta księstwa świdnicko-jaworskiego Benesz z Choustnik za zgodą króla Czech Wacława IV zastawił zamek Gotsche II Schofowi zastrzegając prawo wykupu zastawu. 16 maja 1400 Gotsche II zapłacił sumę zastawną. Prawo do czerpania dochodów z zamku miał także starosta królewski.            8 października 1418 król czeski nadał synom Gotsche II dobra ojcowskie. Dokument potwierdził starosta Heinze von Laasan 5 maja 1419 roku. Od tego momentu zamek był własnością rodziny Schaffgotschów.... reszta na: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Chojnik

W sumie wycieczka zajęła nam wraz ze zwiedzaniem zamku 2 godziny i 5 km.







Druga wieża na Sołtysiej górze została ponownie oddana do użytku w ubiegłym roku. FE-NO-ME-NALNY widok na Karkonosze. Podjechaliśmy najbliżej jak się dało i krótkim aczkolwiek stromym szlakiem wycieczkowym podeszliśmy na wieżę

Góra Sołtysia to wzniesienie we Wzgórzach Łomnickich z najwyższym szczytem na wysokości 434 m, wyrasta na prawym brzegu rzeki Kamienna, pomiędzy Cieplicami na południowym zachodzie, dawnym Malinnikiem na zachodzie i północnym zachodzie oraz Staniszowem na wschodzie i południowym wschodzie. Na jego południowo-zachodnim zboczu znajduje się duże Osiedle Widok złożone z domów jednorodzinnych. W pierwszej połowie XIX wieku, kolejny właściciel zbudował na nim drewnianą wieżę widokową i urządził na zboczu ogród tarasowy, po którym niestety nie zachował się żaden ślad, a na jego miejscu w drugiej połowie XIX wieku posadzono las. W 1895 roku, kiedy las podrósł, a kolejna drewniana wieża na Sołtysiej uległa zniszczeniu, postanowiono postawić nową murowaną wraz z restauracją i nowym ogrodem, a na jej szczyt wytyczono dróżki spacerowe. Wzgórze po raz kolejny zyskało na atrakcyjności. Do większej popularności wzgórza, przyczyniło się zbudowanie na przełomie XIX i XX wieku nowej ekskluzywnej dzielnicy willowej, w której zamieszkał Otto Vorwega (inżynier z fabryki maszyn papierniczych). To on właśnie ok. 1920 roku, przyczynił się do zbudowania na Sołtysiej tras narciarskich i drewnianej skoczni narciarskiej. W czasie wojny u podnóża Sołtysiej mieścił się warsztat mechaniczny Maholza w którym, mieścił się obóz pracy z 20 robotnikami przymusowymi.Po 1945 roku wieża widokowa wraz z parkiem i wytyczonymi ścieżkami zaczęła popadać w coraz większą ruinę. Zniszczeniu uległa również skocznia narciarska. Po 1970 roku planowano odbudowanie wieży i zbudowanie nowej skoczni narciarskiej, jednak tylko na planach się skończyło.





Trzecie wejście tego dnia to do sztucznych ruin wzniesionych zamku księcia Henryka. To wzniesiony w 1806  roku zamek myśliwski w formie sztucznych ruin. Obiekt wraz z wzniesieniem wchodził w skład istniejącego tu parku krajobrazowego, którego centrum był pałac w StaniszowieStaniszów wielokrotnie w trakcie wieków przechodził z rąk do rąk. W XVII panami na włościach były rodziny: von Reinbinitz, Mohrenthal, von Smettau. Henrietta von Smettau poślubiwszy księcia Henryka XXXVIII von Reuss wniosła Staniszów jako wiano ślubne. Dobra staniszowskie były własnością rodziny von Reuss do końca 1945 r.

Wejście wraz ze zwiedzaniem zajęło nam niecałą godzinę i niecałe dwa kilometry. Widok podobny jak z Sołtysiej Góry