Są wydarzenia, na które człowiek czeka latami. Szczególnie, gdy wydarzenia zostały zaprzestane z ważnych powodów, aczkolwiek i tak było żal. Dziś jest ten dzień, kiedy po 13 latach przerwy możemy z małżonką pójść w góry na wycieczkę BEZ DZIECI!!!!
Co należy zrobić aby mogło dojść do tak znamienitego wydarzenia? Wiadomo, dziadkowie. Nie u nas. Jedni dziadkowie na drugim końcu Polski, ale nawet jakby byli blisko, to nie ma co na nich liczyć. Druga babcia sama wymaga opieki i "nie pociągnie" z Klarą dłużej niż godzinę. Co innego Zosia, tej wystarczy tylko jakaś zupa, z resztą sobie poradzi, a jeszcze babci zrobi odkurzanie. Klara poszła w piątek po kolacji do cioci Ani, a Zofia do babci. Zofia zresztą w sobotę poszła na cały dzień na pielgrzymkę młodzieżową do Tuchowa, więc nie była dla babci obciążeniem. Zresztą, mogłaby w zasadzie zostać już sama w domu, spokojny jestem o to, że dałaby sobie radę.
A my wstajemy po piątej, pakujemy się i jazda do Jazowska- taka gra słów, jakby ktoś nie zauważył. W Jazowsku zajeżdżam na miejscową stację paliw "Moya" gdzie proszę o pieczątkę do książeczki GOT. No, i zaczyna się tłumaczenie "a po co to panu?, w jakim celu?" Gdy im tłumaczę że zbieram potwierdzenia odbycia wycieczki w celu zdbycia odznaki, widzę niedowierzanie w ich oczach i kompletnie nie rozumieją co do nich mówię. A nie były to dziewczyny z Ukrainy, tylko nasze góralki beskidzkie, którym raczej widok turysty z placakiem obcy nie jest. To już któryś raz spotykam się z brakiem wiedzy na temat GOT i nieufnością do osoby chcącej przybić sobie pieczątkę. Jak tak dalej pójdzie, to pewnie przejdę na wyłączne potwierdzanie wycieczek wg rejestru śladu GPS (zgodnie z Regulaminem).
Startujemy na szlak o 8:15. Wg mapy tradycyjnej mamy do schroniska na Przechybie 3.50g. a wg Przewodnika i wg Mapy.cz 4.30. Jak się okazuje do schroniska dostrzemy w 3.30 i to z półgodzinną przerwą na hali Będzikówka.
Początkowo szlak wiedzie asfaltem i to dosyć stromo. Szedłem tym szlakiem zimą 1990. Trasy nie pamiętam zupełnie. Pamiętam tylko dwa momenty: pierwszy to gdy zobaczyłem na ścieżce lisa (wydaje mi się że było to na jakiejś polanie) i drugi to Krzesło św. Kingi.
Słońce świeci, teren jest odkryty, co daje widoki, ale daje też "po garach". Zdejmujemy polarki i odpinam nogawki spodni. Pomysł, żeby można było odpiąć dolną cześć nogawek spodni, jest moim zdaniem rewelacyjny, po prostu nie trzeba dźwigać dwóch par. Gdy wchodzimy w las otacza nas chłodny cień i od razu stygniemy. Postanawiamy o 10-tej zrobić przerwę na śniadanie. Co chwilę przychodzą SMSy od cioci Ani ze zdjęciami tego co robi Klara: a to je śniadanie, a to rysuje, a to siedzi na ubikacji, itd. Zośka też coś przysyła, ale znacznie mniej spektakularnego i rzadziej. W końcu ma 13 lat i idzie w pielgrzymce. Wpadam na myśl żeby w Tuchowie przybiła na jakiejś kartce pieczątke, to potem wkleimy do książeczki GOT i przy okazji pielgrzymki zwiększy sobie pulę punktów. Sporządzam więc krótką notatkę w formie instruktarzu i puszczam do niej.
Godzina 10 wypada akurat w ładnym miejscu, na hali Będzikówka. Jemy bułki przegryzając kabanosem i popijamy kawą z termosa. Ela wpada na żmiję. Żadka odmiana, całkowicie czarna, bez widocznego zygzaka. Zanim odpaliłem telefon do zdjęcia, zwinęła się w kłębek.
Widok mamy na Jaworzynkę i Koziarza, na którym widać wieżę widokową.
Krzesło św. Kingi, jakże odmienny obraz w porównaniu do tego zapisanego w moich zwojach mózgowych z przed 30 laty! Wówczas głaz był odslonięty, lekko górujący nad drogą (szlak połączył się nieco niżej z drogą dojazdową do schroniska biegnącą z Gabonia). A teraz! Wiata, kaplica, ławki, pomnik. Wówczas był tylko Kamień, dziś Kamień zasłonięty drzewami, ledwo można go dostrzec z drogi, za to infrastruktura widoczna z daleka. Droga też oczywiście asfaltowa, jakby nie mogła wciąż być klasyczną gruntówką- jak dawniej.
Schronisko na Przechybie- decyzja o budowie schroniska zapadła w 1908 roku, ale fundusze na ten cel zbierano bagatela... 30 lat. Nikt nie chciał sprzedać PTT parceli pod budowę schroniska. Rusini ze Szlachtowej z pobudek nacjonalistycznych, a hrabia Stadnicki z przyczyn ochroniarskich, dziś powiedzielibyśmy że ekologicznych.
W końcu jednak w 1936 sprzedał parcelę i rok później oddano turystom drewniany budynek do użytkowania.
W czasie wojny oczywiście było ono schronieniem dla partyzantów, gł z oddziału Tatara. W 1944 Niemcy spalili schronisko, które odbudowano w 1953 jako niewielki schron, a w latach 1954-58 rozbudowano do mniej więcej obecnej wielkości. Ponowny pożar strawił schronisko w 1991, którego odbudowa trwała do 1998. W 1992 powstał drugi budynek, tzw "Jaśkówka", który pełnił rolę schroniska podczas odbudowy głównego gmachu. Obecnie schronisko posiada 45 miejsc noclegowych. https://przehyba.pl/
Jadłospis niezbyt obfity. Korzystamy z żurku z jajkiem i kiełbasą. Żurek bardziej przypomina barszcz biały. Jest zawiesisty, niczym podbity żelatyną, w smaku taki sobie- nie polecam. Z pozostałej oferty próbujemy jeszcze lokalnego piwa butelkowego z Limanowej w cenie 12 zł. W schronisku wyjątkowo mało ludzi. Dominują panie, które tworzą jakąś grupę. Ubrane na lekko, w leginsy i wycieczkowe "adidaski" spokojnie na tarasie upajają sie widokiem na Tatry. Kilka osób kręci się na zewnątrz przy stołach na polanie przed budynkiem. W jadalni tylko my, przed okienkiem brak kolejki. A to sobota i piękna pogoda, aż dziwne.
Wędrujemy dalej szlakiem czerwonym. Po cichu liczę, że spotkamy jakiegoś "łojanta" lecącego z Ustronia do Wołosatego. Mam kamerę pod ręką, żeby przeprowadzić krótki wywiad. Ale przez te 1,5 g nikogo takiego nie spotykamy. Szlak jednak pusty nie jest, co jakiś czas z kimś się mijamy. To wlewa nieco optymizmu, że górski duch w społeczeństwie nie ginie.
Wschodzimy na szczyt Skałka aby zaraz za nim rozpocząć karkołomne zejście po kamienistej ścieżce na przełęcz na Krótkiej Polanie. Podejście tędy musi wywoływać przyspieszony oddech i nadpotliwość pod pachami.
Na skraju kolejnej polany Herślowa schodzimy z czerwonego szlaku i idziemy gminnym szlakiem niebieskim do wsi Obidza.
Jak to bywa na szlakach gminnych oznakowanie jest dużo gorsze. Nie znaczy to że jest stare i wyblakłe, tylko malowania są nie tam gdzie być powinny. Zamiast być na rozwidleniach dróg leśnych (w tych jest po drodze sporo, bo i przysiółków Obidzy rozsianych po okolicznych górach jest mnóstwo), to tam ich nie ma, a jak nie są potrzebne, to co kilkanaście metrów. Widać, że znakarze gminni nie korzystają z wytycznych PTTK w zakresie znakowania szlaków. A takie są i wcale nie są tajne.
chroniny storczyk Gółka długoostrowa |
- "..którędy do Obidzy niebieskim szlakiem?"
- "Ale pan jest już w Obidzy"- odpowiada tenże,
-"Ale do Obidzy na dole"- doprecyzowuję miejsce do którego planuję dotrzeć tym szlakiem,
-"...a to tą ścieżką" i pokazuje nam zarośniętą dróżkę.
Oczywiście oznakowania szlaku ani za grosz, dopiero za dobrych kilkadziesiąt metrów i to przez chaszcze mamy pierwszy znak.
Już bez przygód docieramy do końca gminnego szlaku i idziemy asfaltówką do zaparkowanego samochodu. Aha, jeszcze zdobywam pieczątkę w sklepie, oczywiście obsługa nie przybije mi pieczątki bez zgody Właściciela, ale ten nie zadaje dodatkowych pytań. Widocznie już mam tak doprecyzowany tekst, że każdy wie "..po kiego grzyba ci Panie ta pieczątka?"
Wiem, wiem, wyjątkowo obficie się rozpisałem. To wbrew zasadom tego bloga, gdzie miało być mniej słów, więcej obrazków. Może to nawiązanie do historycznych tekstów z czasów zagranicznych wyjazdów jak choćby w Alpy Bawarskie z bratem Michałem czy wyprawę do Skandynawi z 2000 na Kebnekaise i Galdghøpiggen