wtorek, 28 października 2025

Dwudniowa wycieczka w Baskid Sądecki

 Raz do roku wybieramy się w góry z noclegiem w schronisku. W tym roku padło na bacówkę Nad Wierchomlą.


Wychodzimy z Żegiestowa

Żegiestów

podchodzimy czarnym, przyjemnym szlakiem

odpoczynek i przerwa śniadaniowa na szlaku

Nocleg w czteroosobowym pokoju rezerwowałem na początek pażdziernika. W planach mieliśmy pójść wszyscy. Jednakowoż z kilku powodów musiałem przenieść rezerwację na weekend 25/26.10. Ale w tym czasie Zofia miała już zaplanowany wyjazd ze znajomymi na Targi Książki do Krakowa. Robią to zresztą co roku od pierwszej klasy, więc trudno było mi w tym konkurować. Wybraliśmy się więc we trójkę, bo nikogo nie udało się nam namówić na wolne miejsce po Zofii.

widok na Pogórze Popradzkie z polany na stoku Barnów Las


Wyżne Młaki na stoku Jaworzynki

Widok na Pasmo Radziejowej z Wyżnych Młaków

Wędrówka Długimi Młakami

Schronisko już tuż-tuż

Na szlak wybrałem trasę z Żegiestowa. Wejście szlakiem czarnym na Pustą Wielką i dalej niebieskim do Bacówki. Powrót żółtym do Żegiestowa.

Pusta Wielka (1061m npm)- Wybitny szczyt w ramieniu opadającym od Runku w głównym grzbiecie Beskidu Sądeckiego na południe. Pusta Wielka tworzy qusi-samoistne gniazdo górskie z takimi szczytami jak: Czerteż, Wierch Zubrzy, Barnów Las, Wierch Rusiniacki

Na planowane miejsce parkingu naszego samochodu pod żegiestowskim kościołem nie dane nam było dojechać, gdyż drogowcy kładli asfalt na całej szerokości drogi. Zaparkowaliśmy samochód na trawniku przy placu zabaw. Idziemy, pachnie asfalt, huczą rozkładarki i walce. 

Czarny szlak wiedzie z Żegiestowa na Pustą Wielką. Wyznakowany jest chyba stosunkowo niedawno, bo na moich starszych mapach go nie ma. Początkowo dosyć stromo, potem łagodnieje. Widoki przebijają między drzewami. Szlakowskaz pokazuje czas podejścia na Pustą 2,5 g. Nam to zajmuje ponad 3g z przerwą na jedzenie.

Na szlaku nie spotykamy nikogo, dopiero na szczycie Pustej spotykamy dwie osoby. Z Pustej schodzimy w dwie godziny do bacówki. Łącznie zajęło nam to 5 g i zrobiliśmy ponad 11 km.

W bacówce jak to w bacówce. Była jakaś impreza.

Bacówka powstała w 1978 roku, jako jedna z wielu tego typu schronisk górskich. Były one pomysłem Edwarda Moskały, znanego działacza PTTK i propagatora turystyki kwalifikowanej. Wszystkie miały jednakową bryłę i stąd do dziś są charakterystycznym obrazkiem w polskich górach i pogórzach. W ramach tego "projektu" powstały bacówki:

  1. Bacówka na Rycerzowej – Beskid Żywiecki, 1975
  2. Bacówka na Przełęczy Okraj – Karkonosze, 1975
  3. Bacówka na Lubaniu – Gorce, 1975 (spłonęła w 1978)
  4. Bacówka w Jaworcu – Bieszczady, 1976
  5. Bacówka na Krawcowym Wierchu – Beskid Żywiecki, 1976
  6. Bacówka w Bartnem – Beskid Niski, 1977
  7. Bacówka na Maciejowej – Gorce, 1977
  8. Bacówka nad Wierchomlą – Beskid Sądecki, 1978
  9. Bacówka pod Małą Rawką – Bieszczady, 1979
  10. Bacówka na Brzance – Pogórze Ciężkowickie, 1981
  11. Bacówka pod Trójgarbem – Sudety Środkowe, 1984 (rozebrana w 2017)
  12. Bacówka na Jamnej – Pogórze Rożnowskie, 1985
  13. Bacówka pod Honem – Bieszczady, 1986
  14. Bacówka PTTK pod Bereśnikiem, Beskid Sądecki 1989

Akurat Bacówka Nad Wierchomlą nie była ortodoksyjnie identyczna z typowym projektem, gdyż był adoptowanym na obiekt turystyczny spichlerzem przeniesionym ze Złockiego

seria zdjęć o poranku z okna naszego pokoju na Tatry





Pogoda generalnie była bardzo ładna. Słoneczna i rześka. Na drugi dzień wyruszamy w drogę powrotną. Aż do Rozdroża pod Pustą Wielką wędrujemy  tą samą drogą, dopiero od Rozdroża schodzimy szlakiem żółtym do Żegiestowa. Szlak jest dosyć stromy, pokryty liśćmi i śliski.


droga powrotna

Długie Młaki



znowu widok na Radziejową i Złomisty Wierch





poniedziałek, 22 września 2025

Wycieczka na Łopień w Beskidzie Wyspowym

 Wczoraj, czyli w niedzielę 21 września, w pierwszy dzień jesieni i ostatni dzień lata wybraliśmy się na wycieczkę na górę na południu od Tymbarku, na Łopień.


Łopień to jedna z "wysp" z jakich zbudowany jest Beskid Wyspowy. Posiada trzy wierzchołki: Zachodni, najwyższy 951 m npm (wg innych źródeł 961), środkowy (ok 950m npm), oraz wschodni (ok. 805m npm). Dawniej cały wierzchołek masywu był jedną, wielką polaną, na której prowadzono intensywną gospodarkę pasterską. Obecnie jednak z tej polany lub raczej hali pozostały mniejsze i większe polany wierzchołkowe: polana Jaworze, Myconiówka, Cechówka. Płaski wierzchołek sprawia jednak, że widok z tych polan jest ograniczony przez drzewa. Las zresztą porasta znaczną cześć masywu. Zbocza są strome, nieprzyjazne, co nie przeszkadza leśnikom w intensywnej gospodarce leśnej. Stoki poprzecinane są licznymi drogami leśnymi. Widoki są możliwe do podziwiania z poludniowego skłonu polany szczytowej Jaworze, oraz z Widnego Zrębka nieopodal zagospodarowego wierzchołka Łopienia Zachodniego. 

Niestety, jakoś nie wiedzialem o tym miejscu i nie odwiedziliśmy go. Mój stary przewodnik z którego czerpię wiedzę na temat miejsc w które się udaję o nim nie wspominał. Szkoda że nie sięgnąłem do Wikipedii, bo tam jest sporo więcej infomacji, niż w Przewodniku "kultowego" autora wielu przewodników: A. Matuszczyka. Nauczka na przyszłość.


wychodzimy z Dobrej. W tle Śnieżnica

podejście stromą kamienistą drogą


 O jeszcze jednym miejsu wartym odwiedzin na Łopieniu dowiedzieliśmy się od spotkanych turystów na wierzchołku środkowym. Stoi tam na małej, leśnej polanie domek myśliwski koła łowieckiego z Tymbarku. Na Łopieniu Wschodnim stoi podobny domek, jest miejsce na ognisko, ławy i ładna, widokowa polanka. Na ten wierzchołek nie prowadzi żaden szlak, więc miejsce to znane jest miejscowym, oraz koneserom. Ja o nim nie wiedziałem, kolejna niemiła wpadka. Gdybym był na tej wycieczce bez Klary, pokusiłbym się tam pójść.


wiata na polanie szczytowej Jaworze


Jaworze i biwak

Inną ciekawostką na Łopieniu, oprócz hal są jaskinie osuwiskowe. jest ich tu kilka (Jaskinia Zbójecka- znana od dawna, największa jaskinia Beskidu Wyspowego, ponad 400 metrów korytarzy, siedlisko nietoperzy i rezerwat przyrody, a także mniejsze rozpoznane znacznie później, bo w latach 90-tych przez speologów z Limanowej i Dębicy jak: Czarci Dół, Złotopieńska Dziura, Za Studnią).


kolejny szczyt zdobyty przez Klarcię w Beskidzie Wyspowym


My naszą przygodę rozpoczynamy w miejscowości Dobra. Ruszamy stąd zielonym szlakiem wprost na Łopień Zachodni. Początkowo szlak wiedzie rozjeżdżoną drogą zwózkową. Ten odcinek nie należy do przyjemnych. Potem jednak błoto znika i odtąd podchodzimy suchą nogą, ale po kamieniach i cały czas dosyć stomo. Wszędzi widać ślady mocnej wycinki. W lesie zalegają zwały gałęzi, mocno utrudniając myszkowanie za grzybami. A grzyby są, widać to po ilości grzybiarzy. Nam w końcu też się poszczęściło i przynieśliśmy do domu parę sztuk.


ognisko- a jakże!


Na odcinku z Dobrej nie spotkaliśmy prawie nikogo. Dlatego duuużym zaskoczenim było na szczycie odkrycie... obozowiska kilku namiotów. Polana szczytowa Jaworze została zagospodarowana w iście wzorcowy sposób: duża, nowa wiata, liczne ławy, miejsce na ognisko, trwa nisko wykoszona, płaski teren idealny do rozbicia namiotu. Obozowały tam dwie grupki, w tym jedna z dziećmi. W nocy chyba dobrze się bawili, bo humory wciąż ich nie opuszczały, a było już sporo po południu.
Wstyd się przyznać, ale na Łopieniu byłem pierwszy raz w życiu. Zawsze jakoś sądziłem że tam nie ma nic ciekawego, a tu masz, same atrakcje. Będę musiał tam wrócić i obejrzeć wszystkie opuszczone tym razem atrakcje (Łopień Wschodni, Widny Zrębek, jaskinie, może nawet zanocujemy na polanie Jaworze).



W trakcie naszego pobytu na szczycie, wciąż z dołu od przełęczy Rydza Śmigłego (oddziela masyw Łopienia od masywu Mogielicy, jest tam duży parking) dochodzili nowi turyści. Głównie całe rodziny z małymi turystami. Rozkładali w cieniu kocyki i piknikowali.


od lewej: Łyżka, Jeżowa Woda, Ostra, Cichoń

Po małej sjeście ruszyliśmy za czarnym szlakiem w kierunku Łopienia Środkowego. Po zdrodze minęliśmy dwie kolejne polany. Na środkowym szczycie, na małej leśnej polanie stoi ładny, stylowy domek myśliwski koła łowieckiego "Hubert" z Tymbarku. Jest mały stół i ławy, z których mogą skorzystać także zwykli turyści. Stąd czarny szlak odbiuja z grani grzebietowej i zaczyna się schodzenie stokówką do Tymbarku. Natomiast nieoznakowaną drogą można dojść na szczyt wschodni i zejść do Tybamrku w to samo miejsce, gdzie schodzi czarny szlak. My niestety wybraliśmy z przyczyn obiektywnych trasę oznakowaną. Obiecałem sobie jednak solennie, że muszę tu wrócić i spenetrować tutejsze atrakcje nieco dokładniej.


Łopień Środkowy i domek myśliwski

I to byłoby na tyle

film wkrótce


poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Spływ Czarną Nidą z Marzysza do Morawicy- 11km, 3:45g.

 


Kajaki zamówiłem w wypożyczalni wkajaku.pl na godzinę jedynastą, licząc że gros chętnych wypłynie wcześniej i na rzece będzie luźniej. O, jakże się przeliczyłem. Ale po kolei.

Najpierw mieliśmy kłopot, żeby znaleźć miejsce naszego wodowania. To znaczy google maps przyprowadził nas prawidłowo, ale gdy podeszlismy na punkt wydawania sprzętu zobaczyłem napis innej wyporzyczalni, więc się spytałem pani wydającej kapoki:

- pani, a gdzie tu jest wkajaku pl?
- nie wiem, nie znam- odpowiada ta pani
- a gdzie jest numer Marzysz Drugi 36E,
- nie wiem, tu jest numer 35- znowu ona.

Wracamy do samochodu i krążymy po okolicy. Dzwonimy i co się okazuje: w tym miejscu są dwie wypożyczalnie, a ta nasza była trochę z boku. Bardzo się zdziwili, gdy opowiedzieliśmy im, że "konkurencja" odesłała nas z kwitkiem twierdząc że ich nie znają.

Wszystko jednak wróciło na normalne tory. Pobraliśmy kapoki, dostaliśmy niezbędne informacje o przeszkodach, przenosce w Bieleckich Młynach  i miejscu odbioru kajaków w Morawicy. No to na wodę. Przed nami płynie grupka, raczej amatorów.

Już na drugim zakręcie korek. Zwalone drzewa tworzą wąskie przejście pod nisko zwieszoną kłodą, pod którą należy się prawie położyć w kajaku na plecach. Nie każdy daje sobie radę. Kajaki dobijają do drzew, do nich dobiają następne. Nie każdy potrafi na czas zareagować, zwłaszcza że płyną siedząc sobie "na ogonie". Jeden Gość (zwany później "Ratownikiem") wychodzi z kajaka za tym przewieszonym pniem i przeciąga wszystkich po kolei. Nas też, chociaż wydaje mi się, że dalibyśmy sobie z Klarą radę i bez Niego, ale jest nam łatwiej i szybciej, co przyspiesza rozładowanie zatoru. Ratownik jeszcze później kilka razy pomagał (głównie swojej grupie, ale nie tylko) w podobnych miejscach. Takich miejsc na trasie było kilka, ale to pierwsze można zaliczyć na jednego z najtrudniejszych na trasie. Zwłaszcza że zdarzyło się zaraz po starcie, gdzie wszyscy są jeszcze mało skoncetrowanymi hura optymistami- zwłaszcza ci w grupie.

pierwsza, kluczowa przeszkoda

kolejna przeszkoda, tym razem łatwa

i kolejny zator

bystrze na Kuby-Młynach


Ela z Zofią w jednym kajaku, ja z Klarą w drugim. Dziewczyny dają sobie świetnie radę i odskakują od nas do przodu. Nam z Klarą idzie nieco wolniej (mamy jedno wiosło), rzeka jest wąska i nie ma gdzie wyprzedzić "maruderów", którzy raz po raz powodują kolejne blokady.

Rzeka jest wąska i bardzo kręta, przez co nie widać co nas czeka za kolejnym zakrętem. Jest to bardzo emocjonujące, bo za zakrętem często widać kolejne przeszkody. Gdy mamy miejsce, pokonywanie ich jest czystą przyjemnością, gorzej gdy trzeba hamować, lub cumować do brzegu lub do jakiejś przybrzeżnej kłody. 


Z Klarą mam taki kłopocik, że Klara reaguje podniesionym głosem na prawie każde otarcie dna kajaka o kłodę. Natomiast gdy muszę przycumować do wysokiego brzegu pokrytego trawą, która ją "smyra" po rękach, a czasem po głowie, to wręcz płacze. Nic się jej oczywiście nie dzieje, ale włącza się jej wtedy sensoryka i uruchamia alarm. Generalnie pokonujemy wszyskie przeszkody dosyć sprawnie. Nawet gdy kilka razy zawiesiliśmy się na podwodnej kłodzie, sami sobie dawaliśmy radę z zejściem na wodę bez wychodzenia z kajaka.


Po dwóch kilometrach mamy odejście w lewą odnogę omijającą młyn w Kuby-Młynach. Odejście jest średnio widoczne, dlatego wisi tam stosowna kartka zwracająca uwagę na to miejsce. To też jest bardzo ciekawe miejsce, bo tworzy je kamienne bystrze z szybkim choć krótkim nurtem. Za kilka metrów mamy powtórkę z nieco dłuższym bystrzem. Miejsce ciekawe, nietypowe, ale stosunkowo proste technicznie.



Dziewczyny znowu nam odpływają. Rzeka wymaga ciągłej czujności, robienie więc zdjęć jest w moim przypadku praktycznie niemożliwe. Udaje mi się zrobić raptem trzy fotki, Zofia za to robi ich więcej, bo jest ich dwie w kajaku i ta druga zawsze może panować na torem jazdy. Czekają na nas zacumowane lewą burtą do zwalonej kłody. Dobijamy do nich i łapię się za kikut gałęzi, to najlepsza kotwica. Wyciągamy przekąski i picie. Za chwilę jednak płyniemy dalej. 



Po 9 kilometrach dopływamy do Bieleckich Młynów. Tam musimy przenieść kajaki by pokonać jaz piętrzący wodę na potrzeby małej, prywatnej elektrowni wodnej (d. młyn).
Zabytkowy budynek młyna czeka na swego inwestora, Ładny budynek z białego wapienia lub dolomitu, aż się prosi o zagospodarowanie na mały hotel, czy choćby restaurację. Nawet kajakarze chętnie by tu coś przekąsili i wypili. Ciekwostką jest fakt, że w tym miejscu wydobyto kilka wraków niemieckich czołgów które utknęły w rzece w 1945 roku w czasie bitwy pod Lisowem. Pierwszy wydobyto w 1990 roku, drugi w 2003, ostatni w 2023 roku. TU opis i relacja z wyciągania wraku z rzeki. NIESAMOWITE, warto przeczytać i obejrzeć.


Po tej przenosce mamy jeszcze tylko 2 kilometry do końca naszej kajakowej wycieczki. Ta cześć rzeki staje się zupełnie inna. Nurt zwalnia, koryto jest szerokie, zarośnięte roślinnością, głębia się wyraźnie zwiększa. Bardziej przypomina jakiś staw, lub chociażby mazurskie rzeki, niż dotychczasową Nidę. To wpływ podpiętrzenia na młynie w Morawicy. 

Historia budowli sięga I połowy wieku XIX, a konkretnie 1840 roku. W pierwotnym zamyśle był to spichlerz dworski. Następnie w 1905 roku przebudowano go na młyn wodny na Czarnej Nidzie. Jego fundatorem był Edward Oraczewski, który rozwijał te okolice.

Pod koniec wieku XX, w latach 90, budynek sprzedano prywatnemu właścicielowi. Pomimo zawieruchy dziejowej, budynek jest zachowany w dobrym stanie. Jest niewątpliwą perła gminy Morawica. Obecnie znajduje się w nim restauracja i hotel.

Stary Młyn w Morawicy- koniec na dziś!
Kończymy naszą przygodę z kajakami na ten rok. Za chwilę przyjeżdża bus i zabiera nas z kajakami na miejsce startu do Marzysza. 

Wracamy na kamping i grilujemy na obiad kiełbaski.


poniedziałek, 4 sierpnia 2025

znowu wycieczka w Beskid Wyspowy, tym razem na Śnieżnicę (1006m npm).

Zapowiadali bardzo zmienną dynamiczną pogodę, straszyli burzami. Prawdopodobieństwo opadów zapowiadano w tamtym terenie do 50% i wielkość max 0,4mm, postanowiliśmy więc wybrać się na kolejną wycieczkę. Wiadomo że Beskid Wyspowy mamy "pod nosem", naturalną więc sprawą jest to, że często go odwiedzamy. Wybór padł na Śnieżnicę szczyt w okolicy Limanowej i Mszany Dolnej, nieznacznie przekraczający 1000 m nad poziomem morza. 

Tym razem wybrali się z nami Ania i Józef. Samochodami dotarliśmy do miejscowości Dobra gdzie Józef pozostawił swój samochód, natomiast mój samochód odwieźliśmy na przełęcz Gruszowiec gdzie mieliśmy wycieczkę zakończyć. 

Podejście zielonym szlakiem z Dobrej było bardzo dobrym wyborem, chociaż szlak wiódł cały czas lasem i raczej z widoków żeśmy się nie cieszyli. Szlak prowadził leśną ścieżką  ani za stromo ani nazbyt tępo, czyli monotonii nie było.

widok na Śnieżnicę z początku trasy tuż nad Dobrą

dosyć strome podejście, ale właściwie przyjemne

już w chmurach

 Śnieżnica to masyw wznoszący się pomiędzy Limanową a Kasiną Wielką. Dawniej nazywana była Widlastą Górą z powodu trzech wierzchołków: wierzchołek główny Śnieżnica, wierzchołek środkowy Wierchy i wierzchołek wschodni Nad Stombrukiem. 

Weszliśmy w chmury, na polanie ona wdzięcznej nazwie Poruczniki zaczął siąpić deszczyk, krótko zaczęrliśmy sięzastanaiwać, czy nie ubrać kurtek. Ania jednak stwierdziła, że taki deszczyk zaraz przejdzie, a po za tym jak wejdziemy spowrotem w las, to drzewa nas ochronią. Ania ma doświadczenie. Tydzień wcześniej wraz z Józefem zlało ich "do majciochów" w Tatrach Zachodnich podczas nieudanej próby zdobycia Starorobociańskiego. Więc takie "siąpidełko" nie robiło na nich żadnego wrażenia. Ale faktycznie, las nas ochronił, a po za tym przestalo siąpić.


Na wierzchołku Nad Stombrukiem zrobiliśmy przerwę kawową. Jest tam dosyć ładna półka skalna z bardzo ograniczonym widokiem na północ. Półka jest dosyć wysoka i gdyby ktoś zrobił nieopatrzny krok w przód skończyłoby się to dla niego tragicznie. Nam jednak ten krok nie groził gdyż moja Ela rozpaczliwym wrzaskiem wszystkich o tym informowała. 

 Szczyt Śnieżnicy całkowicie zalesiony, tabliczka, ławeczka, tablica informacyjna to wszystko. Schodząc zielonym szlakiem w kierunku górnej stacji wyciągu krzesełkowego spotkaliśmy trzy osoby i jednego pieska, a na podejściu z Dobrej nie spotkaliśmy żywej duszy. Tak samo jak nie znaleźliśmy żadnego grzyba chociaż zapobiegawczo wziąłem ze sobą koszyk oraz nożyk. Niestety, oprócz ceglastoporych nie było żadnego jadalnego zbieranego przez nas grzyba. 



Za to na górnej stacji wyciągu krzesełkowego zaskoczenie: po pierwsze zrobiono tam bardzo fajną platformę widokową na szczycie górnej stacji z której roztacza się całkiem ładny, pomimo pochmurnego dnia widok na okoliczne szczyty Beskidu Wyspowego oraz Gorców. Wyciąg jest czynny głównie z racji dosyć duże sieci dróg rowerowych downhillowych. Wyjeżdżało mnóstwo rowerzystów raczej młodych uzbrojonych po zęby, zjeżdżających tym ekstremalnymi trasami. Widzieliśmy ich na trasie czerwonej anakonda wow! szacun. 

od lewej: Luboń Wlk, Szczebel.,Lubogoszcz

od lewej: Lubogoszcz, dolina Kasiniańki, Lubomir i stok Wierzbanowskiej góry

Ciecień

My po chwili zawahania i chodzenia tam i z powrotem w poszukiwaniu zielonego szlaku zejściowego w kierunku ośrodka rekolekcyjnego w końcu trafiliśmy na właściwą ścieżkę i dotarliśmy do ośrodka rekolekcyjno-rekreacyjnego  prowadzonego Sodalicję Mariańską

Sodalicja Mariańska (Kongregacja Mariańska, łac. Congregatio Mariana) –katolickie stowarzyszenie świeckich, którego celem było łączenie życia chrześcijańskiego ze studiami. Sodalicja powstała w środowisku studentów Rzymu. Jej inicjatorem był Jan Leunis SJ. Po II Soborze Watykańskim Sodalicje Mariańskie przeobrażały się stopniowo głównie we Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. Działaczem Sodalicji był zalożyciel w 1928 Ośrodka na Śnieżnicy ks. Józef Winkowski



Józef i Ania spotkali dwie znajome, które przyszły na spacer z Gruszowca z trzema psami. Zamieniliśmy kilka słów, zrobiliśmy pamiątkowe fotki i poleciliśmy im dalszy spacer właśnie na platformę widokową przy wyciągu krzesełkowym. A my po obiedzie spokojnie zeszliśmy na przełęcz Gruszowiec i zakończyliśmy naszą bardzo sympatyczną wycieczkę. 

Przeszliśmy 11 km i zajęło nam to ponad 4 godziny netto. W drodze powrotnej samochodem przeżyliśmy chyba ze trzy ulewy w tym jedna tak gwałtowna że ledwo wycieraczki nadążały ze zbieraniem wody z szyby. I na tym zakończyliśmy dzisiejszą niedzielę.


film wkrótce


poniedziałek, 28 lipca 2025

wakacje w Sudetach

W sobotę 14 lipca dotarliśmy do brata Eli, Pawła mieszkającego w Czarnym Borze niedaleko Wałbrzycha. Byliśmy tam w maju ubiegłego roku i zaliczyliśmy wówczas kilka wycieczek, jak np na Trójgarb i Chełmiec.


Teraz kontynuowaliśmy ten trend i udało nam się wejść na szczyt Dzikowca, gdzie w lutym tego roku postawiono bardzo wysoką i nowoczesną wieżę widokową. Nasza wycieczka nie ograniczyła się tylko do podejścia z parkingu przy dolnej stacji wyciągu narciarskiego na szczyt Dzikowca i wejście na wieżę, lecz postanowiliśmy zrobić pętelkę i wróciliśmy na parking idąc przez Mały Dzikowiec. Całość zajęła nam ponad 9 km. 



Karkonosze ze Śnieżką



Naszym kolejnym łupem padła Borowa- najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich, która odebrała tytuł najwyższej góry tego pasma Chełmcowi. Tu jednak wycieczka była znacznie krótsza. Głównie z racji tej, że podejście na Borową z Koziej przełęczy to jedna z dróg zaliczanych do drabiny wałbrzyskiej, czyli bardzo stromych podejść w okolicy Wałbrzycha.



Wielka Sowa



Trzecim łupem padły trzy kolejne wieże w okolicy Wałbrzycha. A były to wieża Anny w Szczawnie-Zdroju, wieża w parku Jana Sobieskiego III w Wałbrzychu i wieża na wzgórzu Giedymina, także w Wałbrzychu. Pomimo że te trzy wieże są położone dosyć blisko siebie każda z nich prezentuje panoramę gór Wałbrzyskich z nieco innej perspektywy, dlatego fajnie było odwiedzić każdą z nich. Przy okazji zwiększyliśmy zasób zaliczonych wież i zbliżyliśmy się do kolejnego stopnia odznaki zdobywców wież widokowych w Sudetach. 

widok spod wieży Anny na Szczawno-Zdrój

wieża Giedymina

Widok z wieży w parku Jana III Sobieskiego na centrum Wałbrzycha

W piątek natomiast postanowiliśmy że dziewczynki zostaną razem z ciocią i zrobią sobie jakiś spacer po okolicy, a ja z Ela pójdziemy w góry Kaczawskie i zdobędziemy tamtejsze kilka szczytów walczących o miano najwyższego w tym paśmie. Według ostatnich pomiarów sprzed pięciu lat tytuł najwyższego szczytu gór Kaczawskich utracił Skopiec na rzecz Okola. O ten tytuł walczą jeszcze także Baraniec oraz Folwarczna. Szczyty Skopiec, Baraniec, Folwarczna położone są tuż obok siebie i mają bardzo zbliżone wysokości wierzchołków. Okole natomiast oddalony od kilkadziesiąt kilometrów na północny zachód od grupy Skopca i to według najnowszych pomiarów on stanowi najwyższy wzniesienie Gór Kaczawskich, wobec czego i tam też żeśmy się wybrali.

na Okolu wisi wciąż tabliczka z nieaktualną wysokością. Obecnie wynosi ona ponoć 725m npm

widok z Okola na Łysą Górę

wysokość Folwarcznej też się zmieniła w stosunku do tabliczki i wynosi 723m npm

Wysokość Barańca została zweryfikowana w 2020 roku na obecną widniejącą na tablicy jedynie o.... 20cm na plus, co przy korekcie np Skopca stanowi bardzo małą, wręcz mikrospijną wartość

wychodnie skalne na Okolu

Wysokość Skopca została w 2020 roku zweryfikowana do wartości 718,6, co czyni go dopiero czwartym (po Okolu, Folwarcznej i Barańcu) pod względem wysokości szczytem w Górach Kaczawskich, lecz niestety wciąż oficjalnie dzierży prym w Koronie Gór Polski, stąd ciągnie tam najwięcej ludzi.

przełęcz Komarnicka ze słynnym "drzewem sandałowym"


 film wkrótce