Dzień Pierwszy, czwartek 2 listopada.
2 i 3 listopada Klara miała zarządzone Dni Dyrektorskie w szkole i w związku z tym zapadła decyzja w Radzie Starszych o wyjeździe gdzieś w plener. Ponieważ niestety Zofia nie miała w tym czasie wolnego od zajęć w szkole, Rada podjęła uchwałę, że jedziemy bez niej. Ku Jej nieopisanej radości!!
Ponieważ Wody Polskie posiadają w dorzeczu Górnej Wisły kilka pokoi gościnnych, wybór Rady padł na pokoje w Świnnej Porębie koło Wadowic. Niedawno oddano tam do użytku nowy zbiornik wodny na Skawie i w budynku kierownictwa zbiornika znajdują się wzmiankowane pokoje. Budynek znajduje się pod zaporą w dolinie Skawy. Jest to najnowszy z obiektów w RZGW Kraków.
budynek kierownictwa zbiornika i pokoje gościnne |
Dojechaliśmy na miejsce we czwartek około południa. Po otrzymaniu kluczy do mieszkania, pojechaliśmy zrobić jakieś zakupy i na obiad. W pobliżu jest piękny obiekt wyremontowany ze starego, zabytkowego młyna przerobionego na restaurację, hotel ze SPA i takie tam ultranowoczesne wytwory dla nowobogackich funkcjonujące pod nazwą "Młyn Jacka". Jeszcze za czasów mojej pracy w Skanska mieliśmy tam raz laboratoryjną wigilię, stąd zarekomendowałem Radzie, aby tam zjeść inauguracyjny nasz pobyt obiad. Rada jednak po zapoznaniu się on-line z cenami wniosek odrzuciła. Pozostał nam "Czartak", obiekt rodem i wyglądem z głębokiego socrealizmu. "Czartak" jednak obecnie produkuje wyłącznie mrożone pierogi- chyba konkurencja z "Młynem Jacka" nie wyszła mu na dobre.
Zawróciliśmy i pojechaliśmy do Zembrzyc. Brakowało nam z listy zakupów jeszcze jajek i chcieliśmy je tam uzupełnić, a wrócić drugą stroną zbiornika, bardzo efektowną nową drogą wzdłuż brzegów jeziora. Liczyłem, że w Zembrzycach będzie gdzie coś zjeść. Było, ale wyłącznie na wynos. Wzięliśmy więc trzy porcje i pojechaliśmy na zwiedzanie jeziora.
Po obiedzie, już na kwaterze, okazało się, że nie działa telewizor. Ratunku! Katastrofa!
Nie ma jednak tego złego...., na korytarzu do dyspozycji gości było kilka "planszówek" i puzzli. To uratował moją lichą skórę. Dziewczyny zajęły się puzzlami (a nie było to łatwe, bo zdjęcie na pudełku nie do końca odpowiadało zdjęciu do ułożenia). Ja mogłem sobie więc wyjść na zewnątrz i wypróbować nowy aparat.
Tuż obok znajduje się ośrodek zarybieniowy- ponoć jeden z najnowocześniejszych w kraju i nad stawami gromadzą się licznie ptaki rybożerne: czaple siwe, mewy i rybitwy. Zaobserwowałem także na niebie szybujące stado kormoranów.
Dzień Drugi, piątek 3 listopada.
Prognozy pogody na dziś zapowiadały pogodę zmienną (czyt: dynamiczną) z przewagą opadów i silnych wiatrów. Planowaną wycieczkę w góry odłożyliśmy na jutro, a dziś wybraliśmy się do Wadowic- wiadomo do muzeum Jana Pawła II, do Kalwarii Zebrzydowskiej i do Lanckorony.
Bazylika mniejsza w Wadowicach
makieta bazyliki i domu rodzinnego Karola |
w kawiarni Galicjanka |
Muzeum w Wadowicach rewelacja. Polecamy każdemu. Multimedialna bogata ekspozycja, dom rodzinny Karola zaadoptowany do celów ekspozycyjnych w nowoczesny i przemyślany sposób.
W Kalwarii odwiedziliśmy bazylikę i Kościół Ukrzyżowania na dróżkach kalwaryjskich. Nie chodziliśmy więcej po dróżkach, bo padał deszcz. Dróżki są Maryjne i Jezusowe, łącznie liczą kilkanaście kilometrów. Żeby je przejść trzeba chyba całego dnia, albo i więcej.
W Lanckoronie byłem kilka lat temu. Wieś - siedziba gminy- słynie z zabytkowej, drewnianej zabudowy z końca XIX wieku. Postanowiłem przywieźć tutaj swoich i im pokazać tę piękną miejscowość. Ze względu na pogodę- szczęście bo zazwyczaj jest tu pełno ludzi- ograniczyliśmy się tylko do obejścia rynku dookoła, oraz zahaczyliśmy o kawiarnię Pensjonat. W kawiarni, jak to w kawiarni podają też pomidorówkę, którą Klara zjadła ze smakiem, po czym pognała za kotem i .....tyle go widziano.
Cafe Pensjonat |
zabytkowa chata w Lanckorońskim rynku |
z takich oto podcieni słynie tutejsza architektura |
Dzień Trzeci, sobota 5 listopada
No, w końcu prognozy są radosne, chociaż chłodne w swoich przekazach. Możemy pójść na zaplanowaną wycieczkę. Z Rzyk na Leskowiec i do schroniska "Pod Leskowcem".
Do Rzyk-Jagódek docieramy około 9 rano a i tak zajmujemy na darmowym, leśnym parkingu ostatnie miejsce. Chociaż inne dostępne miejsca parkingowe- już mniej darmowe- są puste (po powrocie wszystko będzie wypełnione po przysłowiowe "brzegi"). Szlak (czarny) wiedzie stąd najkrótszym podejściem na grzbiet Beskidu Małego niemalże na sam szczyt Leskowca 922 m npm. Szlak wiedzie bukowym lasem wyjątkowo pięknym o tej porze roku, zwłaszcza, że tegoroczna jesień jest długa i na drzewach mamy sporo nie opadłych, a czasem wręcz jeszcze zielonych liści. Wędrówka z Klarą jak zwykle wymaga sporych pokładów cierpliwości, a tak czasem osiągam ich spąg (czyli dno).
początek szlaku |
nauka chodzenia po górach stosując długie, powolne kroki na podejściu |
wygłupy na grani |
widoki ze szlaku |
Ze szczytu rozciąga się imponująca panorama na wschodnią stronę, na cztery pasma Beskidów: Żywiecki z Babią i Policą, Gorce z Turbaczem , Kudłoniem i Gorcem, Wyspowy z Mogielicą i Makowski z Lubomirem daleko hen na horyzoncie.
Polica i Babia Góra |
a w obniżeniu pomiędzy nimi widać... Tatry |
Schronisko trochę zawodzi swoim wyposażeniem, szczególnie WC-tem. Jadalnia też skromna, dużo ludzi woli ławy rozstawione na zewnątrz, a pogoda sprzyja. Są dzieci, emeryci, rowerzyści i górscy biegacze (motocykliści będą w niższych partiach, gdzie łatwiej i całkowicie bezkarnie można rozjeżdżać leśne ścieżki i dróżki), turyści i spacerowicze.
niemalże 100 letnie schronisko "Pod Leskowcem" i jego otoczenie |
Zjadamy ciepłe drugie śniadanie, korzystamy bez przyjemności z WC, napawamy się panoramą i schodzimy niebieskim szlakiem w kierunku Gancarza. Nie dochodzimy jednak na tę górę, bo z przełączy Pod Gancarzem odbijamy na szlak św. Jakuba i nim schodzimy- pod koniec bardzo stromo- w dolinę potoku Wieprzówka, do osiedla Jagódki w Rzykach, skąd rozpoczęliśmy naszą wycieczkę
I tą wycieczką Klara zbobywa złotą odznakę "Sprawny na szlaku" |
listopadowy las |
ostatni rzut oka na szczyt Leskowca |
Dzień Czwarty, niedziela 6 listopada,
O siódmej śniadanie jest już gotowe. Chciałem wyciągnąć moich na ósmą na mszę, ale się nie udało. mam więc na tyle dużo czasu, że biorę kijki i idę na spacer zaplanowaną wcześniej trasą. Kupiliśmy sobie z Elą zegarki sportowe marki Suunto i jesteśmy w trakcie ich testowania. W ramach tego testowania wgrałem sobie trasę i zamierzam sprawdzić jak też zegarek będzie nie po tej trasie prowadził. Czterokilometrową trasę- stromo, nachylenie 14%- przebyłem w 48 minut. Nie wyrobiłem sobie opinii na temat prowadzenia po trasie, natomiast wyrobiłem sobie opinię o liczeniu kroków przez ten zegarek. Raczej słabo.
Po mszy pakujemy się, sprzątamy mieszkanie, zdaję klucze i na 14 jesteśmy w Tarnowie u babci Ireny na obiedzie. Tam spotykamy szczęśliwą Zofię.
K O N I E C