Bardzo dawno nie byliśmy w górach na żadnej wycieczce. Piękny wrzesień przenicował się nam przez palce z powodu choroby Klary. Dwa piękne weekendy z powodu antybiotyków przepadły. Pozostałe były brzydkie. Tak bywało, że w tygodniu dni były ciepłe, nawet jak na wrzesień, ale gdy nadchodził weekend pogoda zmieniała się o 180 stopni. Dopiero końcówka ubiegłego tygodnia odmieniła tę tendencję.
Długo szukaliśmy odpowiedniej trasy. Ela w końcu poszukała podpowiedzi w
internecie i zdecydowaliśmy się na trasę na Trzy Korony klasycznie z Krościenka
żółtym szlakiem. Liczyliśmy na podejścia obfitujące w kamienie i
korzenie.
Początkowo szlak biegnie stosunkowo wygodną drogą, chyba nowo wybudowaną.
Równa nawierzchnia ubezpieczona przed rozmywaniem przez spływającą wodę
deszczową nie spełniała oczekiwanych wymogów. Na szczęście większych problemów
z wędrówką nie było. Wystarczyło trzymać Klarę za obie ręce i śpiewać piosenki
lub recytować wierszyki.
Ku naszemu zdziwieniu na szlaku było całkiem sporo ludzi, chociaż wybraliśmy
się w piątek. A to z tej racji, że Klara miała wolny dzień w szkole (Zofia też miała
wolne, ale ostatnio coś kaszle i nie czuje się zdrowa).
Na przełęczy Szopka (Chwała Bogu) większość ławeczek była zajęta, ale znaleźliśmy
wolny kawałek, aby zjeść drugie śniadanie. Po krótkim "popasie"
poszliśmy dalej w kierunku Trzech Koron, zmieniając kolor szlaku na niebieski.
Liczyliśmy się z tym, że na platformę widokową na Okrąglicy może być spora
kolejka chętnych. Na szczęście kolejka była, ale nie spora. Zdecydowanie więcej
ludzi siedziało sobie na ławeczkach, nie wiadomo czy nastrajali się na wejście,
czy schładzali emocje po zejściu z platformy.
Klara przybiła sobie w Książeczce pieczątkę poświadczając swoją obecność.
Jeszcze jedna wycieczka i będziemy starali się o złoty stopień odznaki
"Sprawny na szlaku".
Krościenko na tle Dzwonkówki
przełęcz Chwała Bogu (Szopka)
Platforma wypełniona była po brzegi. Widoczność była ograniczona i Tatr nie było
widać, całkowicie spowite były chmurami. Szybki ogląd panoramy i schodzimy, bo
kolejni spragnieni widoków napierają od tyłu.
Nie schodzimy jednak tą samą drogą tylko kontynuujemy wędrówkę szlakiem niebieskim (długodystansowy relacji Tarnów- Wielki Rogacz) do Pienińskiego zamku. Tam poświęcamy chwilę na zwiedzanie ruin i idziemy dalej do znanego już nam szlaku żółtego. Ten odcinek jest jednak trudniejszy: wąsko, błotniście, ślisko, Klara jest już zmęczona i wędrówka staje się uciążliwa. Klara coraz częściej zatrzymuje się i kuca, a to oznacza, że bolą ją nogi i nie znajduje już odpowiedniej motywacji do dalszego marszu. Nie pomaga roztaczana przez mamę wizja ruskich pierogów w karczmie w Krościenku. Nie pomaga też ostrzeżenie, że jak się nie pospieszymy to ci wszyscy ludzie, którzy nas mijają zjedzą nam wszystkie pierogi. Piosenki z Cocomelona też działają w ograniczonym zakresie. Dopiero wędrujący piesek na smyczy generuje stosowne pokłady motywacji i jak się okazuje, nogi wcale jej tak bardzo nie bolą, jakby się to jeszcze chwilę wcześniej wydawało. A jak dostała smycz do ręki no to ledwośmy za nią nadążali. Niestety do czasu jednak, bo piesek szybciutko dreptał swoimi krótkimi nóżkami i na dłuższym dystansie Klara nie mogła za nim nadążyć, więc mili państwo z pieskiem wyprzedzili nas na szlaku i na trwale zniknęli za kolejnym zakrętem. Wróciły zapomniane na chwilę "demony". Na szczęście jakoś udało się nam doturlać do Krościenka i wylądować w Karczmie Dunajec na tych wymarzonych pierogach.
w dolinie Pienińskiego potoku |
szlakowskaz na polanie Kosarzyska |