W sobotę 10 września odbyliśmy podróż- dla mnie sentymentalną- do Żabna starą trasą kolejową tzw "Szczucinką". Ponieważ nigdy nie jechałem tą trasą w czasach, gdy regularnie kursowały tam pociągi (pamiętam te piętrowe składy, jak stały na peronie 1. zaprzągnięte w spalinowe lokomotywy), czego teraz żałuję, kursy retro na trasie do Żabna są w zasadzie jedyną okazją, gdzie zwykły śmiertelnik może jeszcze skorzystać z jazdy tą zapomnianą i skazaną na wymarcie trasą.
W ostatnią sobotę wakacji pchnęliśmy się aż pod Rabkę. Wybraliśmy się na Luboń Wielki. Na ten popularny szczyt wiedzie kilka szlaków w tym aż trzy z Rabki. Na szczycie znajduje się ciekawe schronisko PTTK, oraz... wieża przekaźnikowa TV. Jeden ze szlaków wiedzie gołoborzem, które znajduje się na południowym zboczu masywu. Jest to pierwszy znakowany szlak turystyczny w Beskidzie Wyspowym wyznakowany w 1929 roku przez Stanisława Dunin-Borkowskiego. Na jego to cześć najciekawszy fragment szlaku został nazwany jego nazwiskiem (perć Borkowskiego)
Stanisław Bolesław Dunin-Borkowski- znawca Gorców i Beskidu Wyspowego, twórca przewodników, znany rysownik, fotograf, narciarz, propagator ochrony przyrody i turystyki górskiej, ratownik GOPR, Współautor (obok Jerzego Czopowskiego) projektu schroniska na Luboniu Wielkim
Po dosyć długim dojeździe do Rabki-Zaryte (korki w Mszanie Dolnej) startujemy około 10 na szlak. Idzie się dobrze, większość szlaku biegnie lasem, z niewielkimi punktami widokowymi na Gorce.
widok na pasmo Gorców (w głębi Turbacz) spod granicy lasu nad Rabką- Zarytem.
Pomysł na tę trasę wziął się z dwóch powodów. Po
pierwsze Klara jak wiadomo lubi jak na szlaku są kamienie i korzenie, a na tej
trasie tych atrakcji nie brakuje. Po drugie Józef zdobywa tzw Diadem, czyli 60
szczytów z najwyższych pasm górskich w Polsce. To takie uzupełnienie do KGP, a
Luboń Wlk. jest na liście do Diademu, więc motywacja dla Józefa aby wybrali się
z nami na wycieczkę. Do gołoborza Klara maszerowała dzielnie i bez zastrzeżeń
Szczebel lub Strzebel, w głębi Ciecień
Schody zaczęły się gdy
weszliśmy na gołoborze. Klara trochę zaczęła wyraźnie się czegoś bać.
Może ruchomych kamieni pod stopami, a może widoku w dół, wiemy że ma quasi-lęk
wysokości,ale gdy schodzimy w dół, natomiast przy podchodzeniu nigdy nie mieliśmy żadnych objawów strachu. No, tym razem coś się objawiło, ale siła perswazji cioci Ani jest nieoceniona i przebrnęliśmy togołoborze przy brawach innych turystów. Jak tylko spowrotem znaleźliśmy się pod drzewami, wszystko wróciło do normy. Szczyt Lubonia ze schroniskiem zdobyliśmy już bez dalszych problemów.
od lewej: Ciecień, Lubogoszcz, Śnieżnica, Ćwilin, stoki Mogielicy
Przy schronisku ludzi dużo. Zdecydowanie więcej niż może pomieścić jadalnia- dobrze że jest pogoda i można skorzystać z miejsc na zewnątrz. Szybko jednak rezygnujemy i pakujemy się do środka, a to z powodu olbrzymiej ilości os. Osy są wszechobecne i to kolejna po np. suszy górska plaga tego sezonu. Nie pomagają rozstawione pułapki. Pływające trupki osie nie ostraszają swoich żywych (jeszcze) koleżanek
Schronisko na Luboniu Wielkim- w okresie międzywojennym rosnąca liczba turystów przybywających do Rabki wymusiła inwestycję w infrastrukturę turystyczną w okolicy uzdrowiska. Celem wycieczek letników stał się również szczyt Lubonia, już wówczas słynący z pięknych widoków. W czerwcu 1930 roku przystapiono do budowy schroniska, którą zakończono w sierpniu 1931. Ówczesny obiekt posiadał trzy kondygnację: na parterze mieścila się kuchni z jadalnią, na I piętrze widokowa weranda z oknami na cztery strony świata, a na II piętrtze sypialnia z 8 miejscammi noclegowymi. Już wówczas posiadalo swoje własne ogrzewanie, gdyż od początku mialo być obiektem całorocznym. Podczas II w.ś. Niemcy w 1944 dwukrotnie podejmowali próby spalenia obiektu za pomoc partyzantom, jednak im sięto nie powiodło i obiekt przetrwał wojnę w stanie nie naruszonym, co jest w historii polskich schronisk beskidzkich rzadkością. Dziś dysponuje 25 miejscami noclegowymi w pokojach wielo- i dwuosobowych w tym 10 w budynku głównym, pozostałe w tzw Babiej Jadze
Schronisko w latach 30.
Zejście do Zarytego niebieskim szlakiem zupełnie bez historii. Szlak bez żadnych atrakcji, całkowicie zalesiony, monotonny, nawet grzybów żeśmy nie szukali. Zośka znowu pognała do przodu zajęta rozmową z samą sobą, chociaż co jakiś czas i w miejscach wątpliwych czekała na nas (czyli tak ze dwa razy). Klara na co stromszych zejściach wystawiała naszą- a moją zwłaszcza, cierpliwość na próbę. Oj, te zejścia z Nią są naprawdę ciężkie, może i dobrze że nie poszli z nami Robert i Ewa, bo raczej nie była to wycieczka z typu "full relaks and pleasure".
Prace przy tworzeniu relacji filmowej z wycieczki trwają, więc wróć tutaj za jakiś czas, lub prościej zasubskrybuj nasz kanal na YT "Sadowscy w terenie"