niedziela, 21 sierpnia 2022

Lubomir

 I znowu mamy z Elą przyjemność wyjścia w góry li tylko we dwójkę. Podobnie jak w maju dzieci rozparcelowaliśmy tu i tam, a my żeby nie trzeba było zbyt daleko jechać i tracić czasu i paliwa wybieramy się w okolice Myślenic. W Koronie Gór Polski jest szczyt Lubomir, który figuruje jako najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego.

Z Lubomirem jako najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego jest wiele dyskusji. Przez autorów listy KGP został on włączony do BM, natomiast np przez prof. Jerzego Kondrackiego- wybitnego polskiego geografa, twórcy polskiej regionalizacji zaliczany do Beskidu Wyspowego, natomiast wg Geoserwisu GDOŚ Lubomir wraz z całym swoim Pasmem Lubomira i Łysiny wchodzi do BM. Z tego co prześledziłem to ten podział jest obecnie oficjalnym podziałem fizycznogeograficznym Polski

Beskid Makowski wg podziału fizycznogeograficznego Polski z 2018

Wg  GDOŚ najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego wg podziału GDOŚ z 2018 faktycznie byłby wówczas Lubomir, a wg wcześniejszego podziału prof. Kondrackiego Mędralowa

Ale nic to, spory geografów były, są i będą, a póki co Lubomir figuruje w oficjalnym subiektywnym wykazie KGP. Ja co prawda KGP nie zbieram, ale... robię to wyłącznie na swój użytek i satysfakcję.

Tu mam zebrane kiedy i jakie szczyty z tej listy mam zaliczone w całym moim turystycznym dorobku, a których mi brakuje. I Lubomir był właśnie na liście pt "Brakujące". I w końcu należało to zmienić.

Do Myślenic docieramy tuż przed odjazdem autobusu do Lubnia. Parkujemy na parkingu pod estakadą, a autobus już czeka w zatoczce przystankowej na swoją godzinę odjazdu (Szwagropol z relacji Kraków-Szczawnica). Myślenice, podobnie jak Tarnów nie mają dworca autobusowego i autobusy przelotowe zatrzymują się pod estakadą, a końcowe na parkingu przy Lidlu na ul. Słowackiego. Taki jest już los małych miasteczek i ich dworców. Z Lubnia startujemy o 7:05 wprost z przystanku na żółty szlak w kierunku Łysiny. Wg mapy czas na przejście zajmie nam 3:20. Trasa urozmaicona, większość prowadzi lasem, ale są i widokowe miejsca, oraz przejścia przez miejscowe przysiółki. Po pierwszym podejściu wznosimy się spokojnie granią ramienia opadającego na zachód z Łysiny w kierunku doliny Raby. 

Na miejsce  drugiego śniadanie wybieramy ławeczki przy kapliczce św. Bernarda z modlitwą zaczerpniętą wprost z przełęczy św. Bernarda z Alp:

"Boże, dałeś nam świętego Bernarda jako patrona alpinistów i miłośników gór. Za jego wstawiennictwem strzeż nas podczas każdej górskiej wędrówki i zachowaj od wszelkiej niepogody"




Ruszamy i ...Ela znajduje drugiego prawdziwka. Będzie ich jeszcze kilka, także po tej wycieczce nasze zasoby suszu nieco się powiększą.

Generalnie pogoda jest korzystna. Słońce przykryte jest kołderką z chmur, powiewa lekki wiatr, tylko jest parno, Ela jest cała mokra.

widok na Strzebel

widok na dolinę rzeki Krzyworzeka, wieś Wiśniową i szczyt Grodzisko w masywie Ciecienia


Po 2 godzinach i 40 minutach dochodzimy do głównej grani Pasma i dołączamy do czerwonego szlaku (tzw Mały Szlak Beskidzki) i idziemy w prawo wprost na szczyt Lubomira. Na szczycie stoi obserwatorium astronomiczne, które funkcjonowało tutaj już przed wojną, a w obecnym kształcie stoi tu od 2007roku. Obiekt można zwiedzać, jednak do otwarcia jest jeszcze pół godziny i nie chce nam się czekać, więc robimy fotki i idziemy dalej. Na szczycie jest dosyć duża grupa osób w koszulkach Klubu zdobywców KGP, mają tutaj jakiś zlot. Jak nam potem wyjaśnił Józef (zweryfikowany zdobywca KGP) obecnie weryfikacja odbywa się regionalnie i okresowo na którymś ze szczytów KGP. I taka weryfikacja akurat w tę sobotę miała miejsce na szczycie Lubomira.

Lubomir i obserwatorium astronomiczne im. T. Banachiewicza


Na Łysinie przysiadamy na moment, żeby znaleźć kesza. Tak wiem, to tylko zabawa, ale lubię od czasu do czasu tak się rozerwać. Ponieważ nie mam długopisu aby wpisać się do logbooka, proszę o pomoc dwie panie, które ku nam się zbliżają. Od słowa do słowa i naświetlam im tę zabawę, Zaciekawiło je to i  postanawiają wejść do gry. Wpisują się do logbooka, chowamy z powrotem pojemnik do skrytki. Obiecują założyć sobie konto na geocaching.com. (właśnie sprawdziłem, jedna z tych pań już zalogowała sobie tego kesza).

Dochodzimy do schroniska PTTK Na Kudłaczach


miała być regionalna kwaśnica, a wjechał tradycyjny kapuśniak


Historia schroniska sięga 1929 roku. Wówczas PTT w Rabce chciało popularny wówczas szlak z Myślenic do Rabki wyposażyć w schronisko. Do realizacji jednak nie doszło m.in z powodu wybuchu II w.ś i delegalizacji PTT.   Do koncepcji powrócono w latach 70-tych XX wieku. Rozpatrywano kilka możliwych lokalizacji, np na szczycie Łysiny lub na Suchej Polanie pomiędzy grzbietem Kamiennika a Łysiną. Dzięki zaangażowaniu w ideę budowy schroniska przez Edwarda Moskałę w roku 1989 wybrano obecną lokalizację i wiosną 1990 roku rozpoczęto budowę schroniska.

W schronisku brak wody, ubikacja to TOI-TOI, ale skorzystałem i prawdę mówiąc tak czystych "tojtojów" to jeszcze nie używałem. Zjadamy po kapuśniaku i zwijamy się dalej. Na czerwonym szlaku ludzi sporo. Dużo jest wędrujących rodzin z małymi dziećmi. Ułatwieniem dla nich są przysiółki Kudłacze i Granice dokąd można wysoko w wygodny sposób dojechać samochodem unikając w ten sposób podchodzenia z doliny.

Dochodzimy do góry Chełm. Znam tę górę z zimowych wyjazdów na narty po pracy, w czasch gdy pracowałem w Skanska i mieszkałem "na hotelu". W karczmie przy górnej stacji kolejki krzesłkowej (są dwie kolejki: jedna zimowa, druga letnia) zamawiamy po kawie i jedno ciastko czekoladowo-wiśniowe na spółkę. Od zachodu zbliża się burza. Robi się ciemno i w dali słychać pomruki grzmotów.

Wieża widokowa na Chełmie.
Wstęp 10zł. zbliżała się burza, widoczność była ograniczona, szkoda więc tracić czasu i pieniędzy- idziemy dalej


Zbieramy się i szybko zbiegamy zielonym do Myślenic-Zarabia. Stromo. Na Zarabiu jest kompleks wypoczynkowo-rekreacyjny, Ludzie szybko pakują swoje pociechy do samochodów i uciekają przed nadciągającą nawałnicą. My mamy do samochodu jeszcze kawal drogi, deszcz dopada nas już za mostem na Rabie. Ubieramy kurtki i ... deszcz zwalnia, aby zaraz ustać. Burza ledwo otarła się o Myślenice, ale za to na Podhalu wyrządziła spore szkody.

To już koniec naszej wycieczki. Podsumowując: przeszliśmy 28 km w 8,5 godziny brutto pokonując ok 1170 m sumy podejść, zaliczyliśmy jednego kesza, jedną wieżę widokową i 30 pkt. do GOT, przywieżliśmy 6 prawdziwków

Zobacz trasę w Traseo

tu bedzie jeszcze film z tej wycieczki, wróć lub zasubskrybuj nasz kanał na YT "Sadowscy w terenie"


niedziela, 7 sierpnia 2022

Jaworzyna Krynicka

Ponieważ Klara na Polesiu nie miała zbyt wielu okazji do intensywnego chodzenia (jak to było planowane), wybraliśmy się wczoraj na wycieczkę na Jaworzynę Krynicką. Ten najwyższy szczyt pasma ma niewiele ponad tysiąc metrów (konkretnie 1114 m npm), ale od strony doliny Czarnego Potoku wejście jest silnie strome (508 metrów deniwelacji na długości 4 kilometrów, co daje średnie nachylenie 12%), a szlak biegnie klasyczną górską ścieżką, a nie żadną "stokówką".

W tym przypadku pojęcie "klasyczna górska ścieżka" oznacza po prostu kamienie i inne atrakcje. Klarze jak najbardzie "w to mi graj", ale zacznijmy od...początku.

Z Anią i Józefem spotykamy się na parkingu pod grzybem. Tarnowiacy doskonale wiedzą gdzie to jest i o co chodzi. Dla "obcych" wyjaśniam: "Parking pod grzybem" oznacza parking na drodze wojewódzkiej nr 977 w miejscowości Piotrkowice, na jej leśnym fragmencie. W okolicznych lasach w roku 1977 znaleziono Szmaciaka gałęzistego o wadze 15kg i średnicy kapelusza 1 metr, co stanowiło ówczesny rekord Guinessa. Postawiono wówczas pomnik temu grzybowi, ale po kilku latach pomnik uległ  erozji czasowej i nie ma po nim fizycznego śladu. 

...nie tylko z racji widoków....(z FC oberży)

Ale ślad pozostał w pamięci, oraz w nazwie pobliskiej oberży, która cieszy się wielką sławą nie tylko z racji widoków rozpościerających się z jej tarasu. Niedawno właściciele oberży postawili szmaciakowi nowy pomnik.

Czyli spotykamy się pod grzybem i jedziemy do Krynicy. Droga nr 977 po modernizacji  z przed kilku lat stanowi nie lada wyzwanie dla cierpliwości kierowców. Permanentna "podwójna ciągła". Nawet w miejcach o dobrej widoczności zdecydowanie spowalnia jazdę i w zasadzie zawsze nagram na rejetratorze jakiegoś lub jakichś zniecierpliwionych, którzy ją przekraczają. A jak się trafi jakiś pojazd wolnojadący (niekoniecznie wolnobieżny!), to mnie samego aż świerzbi ręka i prawa noga. Zwłaszcza, że czasami widać iż podwójna ciągła jest nadmalowana na przerywaną, czyli dawniej można było wyprzedzać, a obecnie nie.

Przed godziną dziesiątą dojeżdżamy na parking przed dolną stacją kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką, Przebieramy obuwie, przybijamy pieczątki do książeczek (Józef zdobywa obecnie tzw Diadem, ja zbieram na małą złotą GOT, Zośka na małą brązową, Klara na małą brązową "Sprawny na szlaku") i ruszamy... każdy w swoją stronę. No, prawie każdy! Ela, Ania i Klara idą bezpośrednio na szczyt szlakiem zielonym, a pozostali szlakiem "dookólnym", czyli zielonym na przełęcz Krzyżową a potem niebieskim i czerwonym na Jaworzynę.

Na odcinku do wieży widokowej nad Słotwinami ludzi jest dużo. Większość to spacerowicze. W kompleksie infrastruktóry wieży jemy drugie śniadanie, czyli tradycyjnie: kajzerka z serem topionym i w ręce kabanos. Józef posiada kawę w termosie. Po minięciu wieży szlak pustoszeje, ale nie wymiera. Co rusz spotykamy jednodniowych podobnych do nas turystów. Dopiero na czerwonym szlaku spotykamy ze dwie pary ludzi o plecakach świadczących, że wędrują dłużej.

Dziewczyny wędrują bardzo raźnie. Klara wpada w rytm i zasuwa w zasadzie samodzielnie pokonując kamienistą drogę. Przy Diablim Kamieniu robią sobie krótki odpoczynek.



Ponieważ niebo zasnute jest niskimi chmurami i wieje wiatr niosący front atmosferyczny z opadami zasuwamy jak "małe samochodziki". Dziewczyny mają na szczyt wg mapy dwie godziny, a my trzy z okładem. Po za tym szlak wiedzie lasem i właściwie wyłącznie lasem, nie ma więc nad czym się rozsiadać. Mamy spotkać się z schronisku PTTK pod szczytem Jaworzyny.
niebo zasnute jest niskimi chmurami

Do spotkania w schronisku jednak nie dochodzi, bo dziewczyny sobie tylko znanym sposobem nie rozpoznają w budowli mijanej 10 metrów dalej schroniska i z rozpędu wchodzą wyżej, aż do rozstaju pod Jaworzyną, gdzie widzą drogowskaz "Schronisko" wskazujący kierunek skąd właśnie przyszły. Zmieniamy więc miejsce spotkania na "Krynicką gospodę" obok górnej stacji kolei. Tam też flakami, pomidorową i krokietem kończymy naszą eskapadę. W dół zjeżdżamy gondolką. Dlaczego? Klara boi sie schodzić w dół. Zarówno po schodach, jak po ścieżkach. Schodzenie z nią trwa długo jest dla nas bardzo męczące, bo Klara cały czas chce trzymać się za ręce i to nierzadko obie. Im stromiej, tym gorzej. Skoro więc z Jaworzyny można zjechać, korzystamy z tego, aczkolwiek Klara w gondoli robi małą scenę i zamyka oczy (tylko na chwilę, po czym szybko otwiera i znowu panikuje, zamyka uspokaja się, po czy otwiera... i tak w kółko).