sobota, 28 września 2019

Grzybobranie w Lubince







W sobotę wybraliśmy się z Zośką na grzyby. Od niedawna szukam miejsc grzybodajnych bliżej domu. Dawniej jeździliśmy aż do Żarówki niedaleko Radomyśla. Później zbliżyliśmy się do Czarnej. Ale to było, gdy jeszcze byłem młodzieńcem i na grzyby jeździliśmy z ojcem. Potem odkryłem Jastrzębią i Tropie nad jeziorem Czchowskim. Ale to wszytko jednak prawie godzina jazdy od domu. Od tamtego roku poznaję las w Dąbrówce Szczepanowskiej i Lubince, I to z sukcesami- umiarkowanymi, ale jednak nigdy z pustymi rękami z stamtąd nie wróciłem.


Mamy teraz wysyp i grzyby rosną wszędzie, nawet w parku w Mościcach. We środę wybrałem się do Lubinki po raz pierwszy w las od strony Pleśnej. Paryje okrutne! Ale za to na zboczach można skosić niezłe sztuki. I tak w godzinę zebrałem 4 kg zdrowych prawdziwków. Poszły do suszenia. Brakowało jednak marynowanych. Stąd pomysł pójścia w sobotę z Zosią, która sama zresztą chciała pójść.


W lesie zameldowaliśmy się tuż po 7 rano. Kilka samochodów już w lesie parkowało. Poszliśmy w dół w kierunku spływu wód. Pierwsze cztery prawdziwki znaleźliśmy już po 8 minutach
Na kolejne musieliśmy jednak czekać dłużej.
Po drodze w jednej z paryj spotkaliśmy Salamandrę plamistą


Teren dosyć trudny i wymagający, urozmaicony geomorfologicznie, obfitujący w liczne osuwiska. Dnem wąwozów płyną małe cieki wodne, zbocza strome, a nawet bardzo strome.
Po kluczeniu wpadamy w teren teoretycznie grzybonośny i faktycznie wychaczamy sporo prawdziwków. Ludzi w tych paryjach nie spotykamy w ogóle.

Mamy już spory zbiór i pora wracać ku samochodowi. Dobrze ze mam endomondo włączone, bo łażąc po tych wykrotach łatwo zmylić kierunek i wyjść na manowce.
Po drodze włazimy jednak w takie PARYJE że wydaje się jakbyśmy byli w niewiadomojakichgórach.

Spokojnie wracamy do samochodu, Akurat podjeżdżają inni grzybiarze, ale... w adidasach, krótkich spodenkach i foliowymi reklamówkami nie wyglądają na takich co przedrą się przez paryje ku którym zmierzają,
Tyle żeśmy wyciągnęli w tych wykrotów

Akurat wystarczyło na osiem słoiczków marynaty, porcję mrożonych i sos na obiad. Aha i kania smażona na przekąskę. W sam raz.



P.S. Ja złapałem kleszcza w szyję, Zosia za uchem i pod pachą. Chociaż bylismy dobrze ubrani


środa, 18 września 2019

Wieża widokowa na Słotwinach

W Krynicy na Słotwinach Ski-Arenie wybudowali chodnik "w koronach drzew" z wieżą widokową, Musiałem więc wznowić rodzinny projekt wycieczek na wieżę widokowe. Żeby jednak połączyć miłe z przyjemnym, jak zwykle robimy wycieczkę.

Wyżni Koniec 



Zaczynamy z parkingu przy wyciągu Henryk w centrum Krynicy. Dziś małe święto, bo idzie z nami Kuba, syn Józia i Ani. Ciekawe, czy po tym doświadczeniu będzie chciał jeszcze z nami więcej chodzić. Idziemy przez Słotwiny. Drogą w górę ciągnie się nieprzerwany sznur aut, pewnie w dolnym kościele właśnie skończyła się msza i goście wracają na kwatery. Dochodzimy do dawnej cerkwi, niestety jak zwykle zamknięta. Sznur samochodów dziwnie jednak nie rozprasza się pośród okolicznych kwater, tylko skręca w drogę wiodącą do dolnej stacji Słotwiny-Arena. Wniosek prosty: wszyscy jadą na wieżę. Oj, będzie tłok!




Huzary i Góra Parkowa

Zosia zbiera pieczątki do GOT. Pukamy do drzwi pensjonatu i wyłuszczmy naszą prośbę. Pani jakby nie bardzo wie co to GOT, ale przybija pieczątkę i daje parafkę. Zosia przybliża się do Popularnej GOT o 10 punktów.



Asfalt się kończy, osiągamy tzw Wyżny Koniec. Dookoła las i łąki. Piękne miejsce. Trochę pod górkę i dochodzimy do żółtego szlaku biegnącego z Jaworzynki na Górę Krzyżową. Klara trochę drepta, ale niechętnie. Marudzi. Biorę ją w nosidełko, bo opóźnia marsz, a nie chcemy zniechęcić Kuby do dalszych wędrówek z nami.

widok z Bukowinek na Beskid Niski i Lackową


Wędrujemy lasem. Wkrótce dochodzimy do górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Z dołu podchodzą ludzie- ale nie turyści, co widać po ubiorze. Ogólnie się bardzo zagęściło na szlaku. Wieża już niedaleko. I tu nagle TŁUM. 

Koniec kolejki do wejścia na wieżę. Kolejka wielorzędowa, wijąca się, rozmawiająca. Dobrze że ciepło i kolejka nie musi marznąć. Wyceniamy czas oczekiwania na jakieś dwie godziny, czyli rezygnujemy. Przyjdziemy tu innym razem.

zejście wzdłuż Henryka


Dalej już prosta droga przez przełęcz Krzyżową i górę Krzyżową do Karczmy przy dolnej stacji wyciągu Henryk.